piątek, 6 stycznia 2017

Rozdział trzeci - Zaproszenie

Kiedy Harry wszedł do kuchni, Dursleyowie ju˙z siedzieli przy stole. Nikt
z nich nawet nie podniósł głowy, gdy wszedł i zaj ˛ał swoje miejsce. Wielka, czerwona
twarz wuja Vernona była ukryta za porannym wydaniem gazety, a ciotka
Petunia dzieliła grejpfrut na cwiartki, ´ sci ˛agaj ˛ac w ˛askie usta nad ko ´ nskimi z˛ebami. ´
Dudley był wyra´znie nad ˛asany i Harry’emu wydało si˛e, ˙ze zajmuje jeszcze
wi˛ecej miejsca ni˙z zawsze, co było dos´c dziwne, bo zwykle zajmował cały bok ´
kwadratowego stołu. Kiedy ciotka Petunia poło˙zyła mu na talerzu cwiartk˛e nie ´
osłodzonego grejpfruta z dr˙z ˛acym: „Prosz˛e, Dudziaczku”, spojrzał na ni ˛a spode
łba. Jego ˙zycie zmieniło si˛e dramatycznie, odk ˛ad wrócił do domu na letnie wakacje
i pokazał rodzicom swoje roczne swiadectwo. ´
Wujowi Vernonowi i ciotce Petunii jak zwykle udało si˛e wynale´zc usprawie- ´
dliwienie dla jego złych ocen. Ciotka Petunia zawsze dowodziła, ˙ze Dudley jest
bardzo zdolnym chłopcem, a nauczyciele po prostu nie potrafi ˛a si˛e na nim poznac,´
natomiast wuj Vernon stwierdził, ˙ze „wcale nie chciałby miec za syna jakiego ´ s´
zniewiesciałego kujona”. Zlekcewa˙zyli te˙z oskar˙zenie o zn˛ecanie si˛e nad słabszy- ´
mi. „To niesforny urwis, ale nie skrzywdziłby nawet muchy!”, stwierdziła ciotka
Petunia płaczliwym głosem.
Na swiadectwie opisowym było jednak par˛e celnie wybranych uwag szkolnej ´
piel˛egniarki, których nawet wuj Vernon i ciotka Petunia nie mogli zlekcewa˙zyc.´
Ciotka Petunia poj˛ekiwała, ˙ze Dudley ma grube kosci, ˙ze w tym wieku pewna ´
nadwaga jest czyms zupełnie normalnym i ˙ze chłopak wci ˛a˙z ro ´ snie, wi˛ec jego ´
organizm potrzebuje du˙zo po˙zywienia, ale pozostawało faktem, i˙z dostawcy konfekcji
szkolnej nie dysponowali ju˙z spodenkami w jego rozmiarze. Piel˛egniarka
szkolna dostrzegła to, czego oczy ciotki Petunii — tak bystre, kiedy chodziło o sla- ´
dy tłustych paluchów na jej lsni ˛acych ´ scianach b ˛ad´z podgl ˛adanie s ˛asiadów — po ´
prostu nie chciały dostrzec, ˙ze Dudley nie tylko nie potrzebuje takich ilosci jedze- ´
nia, jakie dot ˛ad pochłaniał, ale ˙ze osi ˛agn ˛ał rozmiary i wag˛e młodej orki.
Tak wi˛ec — po wielu wybuchach złosci, po kłótniach, które wstrz ˛asały podło- ´
g ˛a sypialni Harry’ego, i po wielu łzach przelanych przez ciotk˛e Petuni˛e — wprowadzono
surowy re˙zim. Kartka z opisem diety, przysłana przez piel˛egniark˛e ze
szkoły Smeltinga, została powieszona na drzwiach lodówki, któr ˛a opró˙zniono
22
z ulubionych przysmaków Dudleya — gazowanych napojów, ciastek, czekoladowych
batonów i hamburgerów — a wypełniono owocami, jarzynami i innymi
produktami, które wuj Vernon nazywał ogólnie „karm ˛a dla królików”. Zeby do- ˙
dac Dudleyowi otuchy, ciotka Petunia uparła si˛e, by na diet˛e przeszła cała rodzi- ´
na. Teraz podała kawałek grejpfruta Harry’emu, który od razu zauwa˙zył, ˙ze jego
cwiartka jest o wiele mniejsza od tej, któr ˛a dostał Dudley. W opinii ciotki Petunii ´
najlepszym sposobem poprawienia samopoczucia Dudleyowi było utrzymywanie
go w przekonaniu, ˙ze dostaje przynajmniej troch˛e wi˛ecej jedzenia ni˙z Harry.
Ciotka Petunia nie wiedziała jednak, co jest ukryte pod obluzowan ˛a desk ˛a
podłogi sypialni na pi˛etrze. Nie miała poj˛ecia, ˙ze Harry w ogóle nie zachowywał
diety. Kiedy tylko zrozumiał, ˙ze ma prze˙zyc całe lato na surowej marchewce, ´
wysłał Hedwig˛e z prosb ˛a o pomoc do swoich przyjaciół, a ci stan˛eli na wysoko- ´
sci zadania. Hedwiga wróciła z domu Hermiony, d´zwigaj ˛ac wielkie pudło pełne ´
smakołyków bez cukru (rodzice Hermiony byli dentystami). Hagrid, gajowy Hogwartu,
dostarczył mu worek domowej krajanki (tego Harry nie tkn ˛ał, bo miał
ju˙z spore doswiadczenie z przysmakami Hagrida). Pani Weasley wysłała do niego ´
rodzinnego puchacza Errola z olbrzymi ˛a strucl ˛a i wyborem domowych pasztecików.
Biedny Errol, który był ju˙z stary i słabowity, potrzebował a˙z pi˛eciu dni, by
odzyskac siły po tej podró˙zy. A na swoje urodziny (które Dursleyowie całkowicie ´
zlekcewa˙zyli) Harry dostał cztery wspaniałe urodzinowe torty — po jednym od
Rona, Hermiony, Hagrida i Syriusza. Dwa jeszcze zostały, wi˛ec maj ˛ac nadziej˛e na
prawdziwe sniadanie po powrocie na gór˛e, bez słowa zacz ˛ał ˙zu ´ c grejpfrut. ´
Wuj Vernon prychn ˛ał pogardliwie, odło˙zył gazet˛e i spojrzał na swoj ˛a cwiartk˛e ´
grejpfruta.
— To wszystko? — zapytał ponuro.
Ciotka Petunia obdarzyła go surowym spojrzeniem, a potem wskazała głow
˛a na Dudleya, który ju˙z pochłon ˛ał swoj ˛a cwiartk˛e grejpfruta i teraz po˙z ˛adliwie ´
utkwił prosiakowate oczy w talerzu Harry’ego.
Wuj Vernon westchn ˛ał tak gł˛eboko, ˙ze w ˛asy mu zatrzepotały, i si˛egn ˛ał po ły-
˙zeczk˛e.
Rozległ si˛e dzwonek przy drzwiach. Wuj Vernon d´zwign ˛ał si˛e z krzesła i wyszedł
do przedpokoju. Korzystaj ˛ac z tego, ˙ze matka zaj˛eła si˛e przygotowywaniem
herbaty, Dudley błyskawicznie porwał reszt˛e grejpfruta z talerza wuja Vernona.
Harry usłyszał krótk ˛a rozmow˛e przy drzwiach, czyjs´ smiech, a potem szorst- ´
k ˛a odpowied´z wuja. Trzasn˛eły drzwi, a po chwili z przedpokoju dobiegł odgłos
rozdzierania papieru.
Ciotka Petunia postawiła na stole dzbanek z herbat ˛a i rozejrzała si˛e bacznie,
zastanawiaj ˛ac si˛e, gdzie jest wuj Vernon. Nie musiała długo czekac na odpowied´z. ´
Wrócił po minucie. Był wsciekły. ´
— Ty — warkn ˛ał do Harry’ego. — Do salonu. No ju˙z.
23
Oszołomiony, zastanawiaj ˛ac si˛e gor ˛aczkowo, co tym razem przeskrobał, Harry
wyszedł z kuchni za wujem Vernonem. Kiedy obaj znale´zli si˛e w salonie, wuj
zatrzasn ˛ał drzwi.
— Wi˛ec tak — rzekł, podchodz ˛ac do kominka i odwracaj ˛ac si˛e do Harry’ego
z tak ˛a min ˛a, jakby zamierzał mu oznajmic, ˙ze jest aresztowany. — No wi˛ec tak. ´
Harry bardzo chciał zapytac „Wi˛ec jak?”, ale czuł, ˙ze o tak wczesnej porze ´
nie nale˙zy wuja Vernona denerwowac, zwłaszcza po tym, co dostał na ´ sniadanie. ´
Postanowił wi˛ec zrobic min˛e wyra˙zaj ˛ac ˛a uprzejme oczekiwanie. ´
— Przed chwil ˛a przyszedł — powiedział wuj Vernon, wymachuj ˛ac kawałkiem
purpurowego papieru. — List. O tobie.
Harry zmieszał si˛e jeszcze bardziej. Kto mógł napisac o nim do wuja Vernona? ´
Kto mógł go znac i wysyła ´ c listy przez listonosza? ´
Wuj Vernon łypn ˛ał najpierw na Harry’ego, potem na list i zacz ˛ał czytac na ´
głos:
Szanowni Pa´nstwo,
Nie zostalismy sobie przedstawieni, ale jestem pewna, ˙ze Harry opowiadał ´
Pa´nstwu o moim synu Ronie.
Zapewne wspominał Pa´nstwu tak˙ze, ˙ze finał mistrzostw swiata w quidditchu ´
odb˛edzie si˛e w przyszły poniedziałek wieczorem, a mojemu m˛e˙zowi Arturowi uda-
ło si˛e dosta´c najlepsze bilety na ten mecz dzi˛eki znajomosciom w Departamencie ´
Czarodziejskich Gier i Sportów.
Mam nadziej˛e, ˙ze pozwol ˛a nam Pa´nstwo zabra´c Harry’ego na ten mecz, jako
˙ze jest to jedyna w ˙zyciu okazja. Wielka Brytania nie była gospodarzem mistrzostw
od trzydziestu lat i bardzo trudno o bilety. Bylibysmy bardzo radzi, gdyby ´ smy mo- ´
gli gosci´c Harry’ego a˙z do ko´nca wakacji; oczywi ´ scie odprowadziliby ´ smy go bez- ´
piecznie na poci ˛ag do szkoły.
Bylibysmy wdzi˛eczni, gdyby Harry mógł nam jak najszybciej przesła´c odpo- ´
wied´z w zwykły sposób, poniewa˙z mugolski listonosz jeszcze nigdy u nas nie był
i nie jestem pewna, czy w ogóle by do nas trafił.
Oczekuj ˛ac na rychły przyjazd Harry’ego,
ł ˛acz˛e wyrazy szacunku.
Moley Weasley
PS. Mam nadziej˛e, ˙ze nakleiłam dostateczn ˛a liczb˛e znaczków.
Wuj Vernon skonczył czyta ´ c, wsun ˛ał r˛ek˛e do kieszeni na piersi i wyci ˛agn ˛ał ´
z niej cos jeszcze. ´
— Spójrz na to — warkn ˛ał.
I pokazał mu kopert˛e, w której przyszedł list od pani Weasley, a Harry z trudem
opanował wybuch smiechu. Ka˙zdy kawałeczek koperty pokryty był znacz- ´
24
kami — pozostał tylko prostok ˛acik, w którym pani Weasley wypisała malenkimi ´
literami adres Dursleyów.
— No wi˛ec nakleiła dostateczn ˛a liczb˛e znaczków — powiedział Harry, staraj
˛ac si˛e, by zabrzmiało to tak, jakby pani Weasley popełniła omyłk˛e, która mo˙ze
si˛e zdarzyc ka˙zdemu. ´
W małych oczkach wuja Vernona zapłon˛eła wsciekło ´ s´c.´
— Listonosz to zauwa˙zył — wycedził przez zacisni˛ete z˛eby. — Był bardzo ´
ciekaw, sk ˛ad ten list przyszedł. Dlatego zadzwonił do drzwi. Sprawiał wra˙zenie,
jakby go to bardzo ubawiło.
Harry nic nie odpowiedział. Ktos inny mógłby nie zrozumie ´ c, dlaczego wuj ´
Vernon robi tyle hałasu o za du˙z ˛a ilos´c znaczków na li ´ scie, ale Harry zbyt długo ´
mieszkał u Dursleyów, ˙zeby nie wiedziec, jak bardzo s ˛a wyczuleni na wszystko, ´
co chocby odrobin˛e odbiega od normalno ´ sci. A najbardziej obawiali si˛e tego, ˙ze ´
ktos odkryje ich zwi ˛azek (cho ´ cby i na odległo ´ s´c) z lud´zmi pokroju pani Weasley. ´
Wuj Vernon wci ˛a˙z wpatrywał si˛e gro´znie w Harry’ego, który starał si˛e zachowac
tak ˛a min˛e, jakby nic si˛e nie stało. Je ´ sli nie powie ani nie zrobi czego ´ s´
głupiego, mo˙ze mu si˛e uda prze˙zyc najwspanialsze wydarzenie w ˙zyciu. Czekał ´
wi˛ec, a˙z wuj Vernon si˛e odezwie, ale ten milczał, nadal swidruj ˛ac go w ´ sciekłym ´
spojrzeniem. W koncu Harry zdecydował si˛e przerwa ´ c milczenie. ´
— Wi˛ec. . . b˛ed˛e mógł pojechac? — zapytał. ´
Przez wielk ˛a, purpurow ˛a twarz wuja Vernona przebiegło cos w rodzaju lekkie- ´
go spazmu. W ˛asy mu si˛e nastroszyły. Harry wiedział, co si˛e dzieje w głowie wuja
Vernona: za˙zarta walka jego dwóch najbardziej fundamentalnych skłonnosci. Wy- ´
ra˙zenie zgody na wyjazd uszcz˛esliwiłoby Harry’ego, a z tym wuj Vernon walczył ´
od trzynastu lat. Z drugiej strony, pozwolenie Harry’emu na zamieszkanie u Weasleyów
przez reszt˛e wakacji oznaczało pozbycie si˛e go z domu dwa tygodnie
wczesniej ni˙z zwykle, a dla wuja Vernona obecno ´ s´c Harry’ego pod jego dachem ´
była m˛eczarni ˛a. Aby zyskac na czasie, ponownie spojrzał na list pani Weasley. ´
— Kim jest ta kobieta? — zapytał, przygl ˛adaj ˛ac si˛e z niesmakiem podpisowi.
— Wuj ju˙z j ˛a widział — odrzekł Harry. — To matka mojego przyjaciela Rona,
czekała na niego na dworcu, kiedy przyjechalismy z Hog. . . ze szkoły po ostatnim ´
semestrze.
Prawie powiedział: „Hogwartu”, a był to sprawdzony sposób na jeszcze wi˛eksze
rozwscieczenie wuja. W tym domu nikt nigdy nie wymawiał gło ´ sno nazwy ´
szkoły Harry’ego.
Wuj Vernon skrzywił si˛e okropnie, jakby przypomniał sobie cos wstr˛etnego. ´
— Taka p˛ekata baba? — warkn ˛ał w koncu. — Z mnóstwem rudych dziecia- ´
ków?
Harry naje˙zył si˛e. Pomyslał, ˙ze wuj troch˛e za du˙zo sobie pozwala, nazywaj ˛ac ´
kogos „p˛ekatym”, skoro jego własny syn Dudley w ko ´ ncu doczekał si˛e tego, co ´
mu groziło, odk ˛ad skonczył trzy lata: zrobił si˛e szerszy ni˙z wy˙zszy. ´
25
Wuj Vernon jeszcze raz przebiegł wzrokiem po liscie. ´
— Quidditch — mrukn ˛ał pod w ˛asem. — Quidditch. . . co to za bzdura?
Harry poczuł si˛e ura˙zony po raz drugi.
— To dyscyplina sportowa — odpowiedział krótko. — Gra si˛e na miotłach. . .
— Dobrze ju˙z, dobrze! — przerwał mu głosno wuj Vernon. ´
Harry dostrzegł z pewn ˛a satysfakcj ˛a, ˙ze wuj wpada w lekk ˛a panik˛e. Najwyra´zniej
jego nerwy nie wytrzymywały d´zwi˛eku słowa „miotła” w jego własnym
salonie. Zaj ˛ał si˛e wi˛ec znowu listem. Ruch jego warg wskazywał, ˙ze odczytuje po
cichu słowa: „przesłac odpowied´z w zwykły sposób”. Nachmurzył si˛e. ´
— Co to znaczy: „w zwykły sposób”? — burkn ˛ał.
— Zwykły dla nas — odpowiedział Harry, i zanim wuj mógłby go powstrzymac,
dodał: — No wiesz, wuju, sowi ˛a poczt ˛a. To jest zwykły sposób dla czaro- ´
dziejów.
Na twarzy wuja Vernona pojawiło si˛e takie oburzenie, jakby Harry pozwolił
sobie brzydko zakl ˛ac w jego obecno ´ sci. Trz˛es ˛ac si˛e z gniewu, spojrzał niespokoj- ´
nie przez okno, jakby si˛e bał, ˙ze zobaczy któregos z s ˛asiadów z uchem przyci ´ sni˛e- ´
tym do szyby.
— Ile razy mam ci powtarzac, ˙zeby ´ s pod moim dachem nie wspominał o tych ´
dziwactwach? — sykn ˛ał, a jego twarz przybrała teraz barw˛e dojrzałej sliwki. — ´
Stoisz sobie tutaj, w ubraniu, które Petunia i ja zało˙zylismy na twój niewdzi˛eczny ´
grzbiet. . .
— . . . kiedy ju˙z Dudley z niego wyrósł — wpadł mu w słowo Harry.
Bo rzeczywiscie miał na sobie koszulk˛e tak wielk ˛a, ˙ze musiał pi˛e ´ c razy pod- ´
wijac r˛ekawy, ˙zeby móc posługiwa ´ c si˛e dło ´ nmi, a opadała mu a˙z do kolan worko- ´
watych d˙zinsów.
— Nie odzywaj si˛e do mnie w taki sposób! — krzykn ˛ał wuj Vernon, dygoc ˛ac
ze złosci. ´
Ale Harry nie dał si˛e zastraszyc. Min ˛ał ju˙z czas, kiedy pozwalał si˛e zmusza ´ c´
do przestrzegania ka˙zdej głupiej zasady obowi ˛azuj ˛acej w domu Dursleyów. Nie
zachowywał diety Dudleya i nie zamierzał pozwolic, aby wuj Vernon powstrzy- ´
mał go od obejrzenia finału mistrzostw swiata w quidditchu. A w ka˙zdym razie ´
nie zamierzał poddac si˛e tak łatwo. ´
Wzi ˛ał gł˛eboki oddech, ˙zeby si˛e uspokoic, i powiedział: ´
— Aha, wi˛ec nie b˛ed˛e mógł obejrzec finału mistrzostw ´ swiata. Czy mog˛e ju˙z ´
odejs´c? Musz˛e doko ´ nczy ´ c list do Syriusza. No, wie wuj, do mojego ojca chrzest- ´
nego.
Zrobił to. Wypowiedział magiczne słowa. Teraz obserwował, jak ciemna purpura
ust˛epuje plamami z twarzy wuja Vernona, co sprawiało, ˙ze wygl ˛adała jak
wielka kula ´zle wymieszanych lodów jagodowych.
— A wi˛ec. . . a wi˛ec pisujesz do niego, tak? — zapytał wuj Vernon, sil ˛ac si˛e na
spokój, ale Harry dostrzegł, ˙ze ´zrenice jego małych oczu zw˛eziły si˛e ze strachu.
26
— No. . . taak — odpowiedział Harry zdawkowym tonem. — Dawno nie miał
ode mnie wiadomosci, a gdybym do niego nie napisał, no, to. . . wiesz, wuju, ´
mógłby sobie pomysle ´ c, ˙ze co ´ s jest nie tak. ´
Zamilkł, by si˛e nacieszyc efektem tych słów. Oczyma wyobra´zni widział tryby ´
obracaj ˛ace si˛e z mozołem pod grubymi, ciemnymi, schludnie zaczesanymi włosami
wuja Vernona. Jesli spróbuje zabroni ´ c Harry’emu pisa ´ c do Syriusza, Syriusz ´
pomysli ´ , ˙ze Harry jest tu ´zle traktowany. Jesli powie Harry’emu, ˙ze nie obejrzy ´
finału mistrzostw swiata w quidditchu, Harry napisze o tym Syriuszowi, który ´
dowie si˛e, ˙ze Harry jest ´zle traktowany. Wuj Vernon miał tylko jedno wyjscie. ´
Harry ju˙z widział kształtuj ˛ac ˛a si˛e w jego głowie konkluzj˛e, jakby ta wielka, ozdobiona
sumiastym w ˛asem głowa była zupełnie przezroczysta. Harry starał si˛e powstrzymac
od u ´ smiechu i zrobi ´ c najoboj˛etniejsz ˛a min˛e, na jak ˛a było go sta ´ c. I po ´
chwili. . .
— No wi˛ec dobrze. Mo˙zesz sobie pójs´c na te cholerne. . . idiotyczne. . . jakie ´ s´
tam mistrzostwa. Tylko napisz tym Weasleyom, ˙zeby ci˛e st ˛ad zabrali. Nie mam
czasu na włóczenie si˛e z tob ˛a po całym kraju. I mo˙zesz tam sp˛edzic reszt˛e wakacji. ´
I powiadom tego twojego. . . twojego ojca chrzestnego. . . napisz mu, ˙ze jedziesz.
— W porz ˛adku — odpowiedział ˙zywo Harry.
Odwrócił si˛e i ruszył ku drzwiom salonu, walcz ˛ac ze sob ˛a, by nie podskoczyc´
i nie wrzasn ˛ac z rado ´ sci. A wi˛ec jedzie. . . jedzie do Weasleyów, b˛edzie ogl ˛adał ´
finał mistrzostw swiata w quidditchu! ´
W przedpokoju o mało co nie wpadł na Dudleya, który czaił si˛e za drzwiami,
najwyra´zniej chc ˛ac podsłuchac, jak wuj go sztorcuje. Sprawiał wra˙zenie wstrz ˛a- ´
sni˛etego widokiem szerokiego u ´ smiechu na twarzy Harry’ego. ´
— Wspaniałe sniadanko, co? — zadrwił Harry. — Ale si˛e objadłem, a ty? ´
I zanosz ˛ac si˛e ze smiechu na widok zdumionej twarzy Dudleya, pobiegł po ´
schodach, przeskakuj ˛ac po trzy stopnie na raz.
Kiedy wpadł do swojej sypialni, pierwsz ˛a rzecz ˛a, jak ˛a zauwa˙zył, był powrót
Hedwigi. Siedziała w swojej klatce, wpatruj ˛ac si˛e w Harry’ego wielkimi, bursztynowymi
oczami i kłapi ˛ac dziobem w sposób, który oznaczał, ˙ze jest czyms ura- ´
˙zona. A co j ˛a tak uraziło, stało si˛e jasne prawie natychmiast.
— AUU! — krzykn ˛ał Harry.
Cos małego i szarego, przypominaj ˛acego opierzon ˛a piłk˛e tenisow ˛a, ugodziło ´
go w skron. Zacz ˛ał sobie masowa ´ c energicznie głow˛e, rozgl ˛adaj ˛ac si˛e za tym, co ´
go uderzyło, i zobaczył malenk ˛a sóweczk˛e, tak mał ˛a, ˙ze zmie ´ sciłaby si˛e w dłoni, ´
smigaj ˛ac ˛a po całym pokoju jak fajerwerk. Po chwili spostrzegł, ˙ze sówka upu ´ sciła ´
list u jego stóp. Schylił si˛e, by go podnies´c, rozpoznał pismo Rona i rozerwał ´
kopert˛e. Zawierała pospiesznie nabazgrany liscik. ´
Harry — TATA DOSTAŁ BILETY — Irlandia przeciw Bułgarii, w poniedzia-
łek wieczorem. Mama napisała list do twoich mugoli z prosb ˛a, by pozwolili ci ´
27
przyjecha´c. Mo˙ze ju˙z go dostali — nie wiem, jak szybka jest mugolska poczta.
Pomyslałem sobie, ˙ze mimo to wy ´ sl˛e ci to przez ´ Swink˛e. ´
Harry wytrzeszczył oczy, wpatruj ˛ac si˛e w słowo „Swinka”, a potem spojrzał ´
na sóweczk˛e, kr ˛a˙z ˛ac ˛a wokół aba˙zuru przy suficie. Mogła przypominac wszystko, ´
tylko nie swink˛e. Mo˙ze ´zle odczytał pismo Rona? Wrócił do lektury listu. ´
Bez wzgl˛edu na to, co powiedz ˛a twoi mugole, i tak po ciebie przyjedziemy,
przecie˙z musisz by´c na finale mistrzostw swiata, ale mama i tata uznali, ˙ze lepiej ´
najpierw uda´c, ˙ze prosimy ich o pozwolenie. Jesli si˛e zgodz ˛a, wy ´ slij zaraz ´ Swink˛e ´
z odpowiedzi ˛a, a my przyjedziemy po ciebie w niedziel˛e o pi ˛atej. Jesli si˛e nie ´
zgodz ˛a, wyslij zaraz ´ Swink˛e, a my i tak przyjedziemy po ciebie w niedziel˛e o pi ˛atej. ´
Hermiona przyje˙zd˙za dzis po południu. Percy rozpocz ˛ał prac˛e w Minister- ´
stwie — w Departamencie Mi˛edzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Jak u nas
b˛edziesz, nie wspominaj o zagranicy, jesli nie chcesz, ˙zeby ci˛e zanudził na ´ smier´c. ´
Do szybkiego zobaczenia — Ron
— Uspokój si˛e! — krzykn ˛ał Harry, bo sóweczka latała mu tu˙z nad głow ˛a,
cwierkaj ˛ac dziko, co miało zapewne oznacza ´ c, ˙ze jest bardzo dumna z dostarcze- ´
nia listu własciwej osobie. — Chod´z tutaj, musisz zanie ´ s´c moj ˛a odpowied´z! ´
Sóweczka usiadła na szczycie klatki Hedwigi, która zmierzyła j ˛a chłodnym
spojrzeniem, jakby chciała powiedziec: „Tylko spróbuj si˛e zbli˙zy ´ c!” ´
Harry chwycił swoje orle pióro, złapał kawałek czystego pergaminu i napisał:
Ron, wszystko w porz ˛adku, mugole pozwalaj ˛a mi przyjecha´c. Zobaczymy si˛e
jutro o pi ˛atej. Nie mog˛e si˛e doczeka´c.
Harry
Zwin ˛ał ciasno liscik i z wielkim trudem przywi ˛azał go do male ´ nkiej nó˙zki ´
sóweczki, która przez cały czas podskakiwała z przej˛ecia. Gdy tylko skonczył, ´
poderwała si˛e, smign˛eła przez okno i natychmiast znikła mu z oczu. ´
Harry odwrócił si˛e do Hedwigi.
— Masz ochot˛e na dłu˙zsz ˛a podró˙z? — zapytał.
Hedwiga zahukała z godnosci ˛a. ´
— Mo˙zesz to dostarczyc Syriuszowi? — zapytał, bior ˛ac list do r˛eki. — Chwi- ´
leczk˛e. . . tylko dopisz˛e kilka słów.
Rozwin ˛ał pergamin i pospiesznie dopisał postscriptum:
Jakbys chciał si˛e ze mn ˛a skontaktowa´c, przez reszt˛e wakacji b˛ed˛e u mojego ´
przyjaciela Rona. Jego tata dostał bilety na finał mistrzostw swiata w quidditchu! ´
Przywi ˛azał Hedwidze list do nogi; podczas tej czynnosci nawet nie drgn˛e- ´
ła; najwidoczniej chciała pokazac, jak powinna si˛e zachowywa ´ c prawdziwa sowa ´
pocztowa.
28
— Jak wrócisz, b˛ed˛e u Rona, dobrze?
Uszczypn˛eła go pieszczotliwie w palec, załopotała mi˛ekko wielkimi skrzydłami
i wyleciała przez otwarte okno.
Harry patrzył za ni ˛a, póki nie znikła mu z oczu, a potem wczołgał si˛e pod
łó˙zko, uniósł obluzowan ˛a desk˛e w podłodze i wyci ˛agn ˛ał ze skrytki wielki kawał
urodzinowego tortu. Siedz ˛ac na podłodze i zajadaj ˛ac si˛e ciastem, rozkoszował si˛e
rozpieraj ˛acym go szcz˛esciem. Miał tort, podczas gdy Dudley musiał si˛e zadowo- ´
lic grejpfrutem, był słoneczny letni dzie ´ n, jutro miał opu ´ sci ´ c Privet Drive, blizna ´
przestała mu dokuczac, no i zobaczy finał mistrzostw ´ swiata w quidditchu. W ta- ´
kiej chwili nic nie mogło wzbudzic w nim niepokoju — nawet Lord Voldemort.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz