piątek, 6 stycznia 2017

Rozdział dziesiąty - Chaos w Ministerstwie Magii

Pan Weasley obudził ich po paru godzinach snu. U˙zył magii, by zwin ˛ac i spa- ´
kowac namioty, i opu ´ scili kemping tak szybko, jak si˛e dało, mijaj ˛ac po drodze ´
stoj ˛acego w drzwiach swego domku pana Robertsa. Wygl ˛adał na oszołomionego;
pomachał im r˛ek ˛a i zawołał: „Wesołych swi ˛at!” ´
— Nic mu nie b˛edzie — powiedział cicho pan Weasley, kiedy znale´zli si˛e
na wrzosowisku. — Osoba, której zmodyfikowano pami˛ec, bywa czasami troch˛e ´
rozkojarzona, ale to trwa krótko. . . A przecie˙z sporo musieli mu wymazac z pa- ´
mi˛eci.
Kiedy zbli˙zali si˛e ju˙z do miejsca, gdzie le˙zał swistoklik, usłyszeli ponaglaj ˛ace ´
głosy, a kiedy do niego dotarli, zobaczyli spor ˛a grupk˛e czarownic i czarodziejów
tłocz ˛acych si˛e wokół Bazyla, stra˙znika swistoklika; wszyscy chcieli jak najszyb- ´
ciej opusci ´ c t˛e okolic˛e. Pan Weasley odbył z Bazylem pospieszn ˛a rozmow˛e i sta- ´
n˛eli w ogonku. Wkrótce udało im si˛e skorzystac ze starej opony, i zanim sło ´ nce ´
wzeszło na dobre, znale´zli si˛e z powrotem na wzgórzu Stoadshead. W bladym
swietle brzasku przeszli przez Ottery St Catchpole i poln ˛a drog ˛a ruszyli ku Norze, ´
nie rozmawiaj ˛ac wiele, bo wszyscy byli bardzo zm˛eczeni i mysleli tylko o ´ sniada- ´
niu. Kiedy min˛eli ostatni zakr˛et alejki i zobaczyli Nor˛e, rozległ si˛e głosny krzyk, ´
który potoczył si˛e echem po wrzosowisku.
— Och, dzi˛eki Bogu, dzi˛eki Bogu!
Pani Weasley, która najwyra´zniej czekała na nich przed domem, wybiegła ku
nim w bamboszach. Twarz miała blad ˛a i napi˛et ˛a, a w r˛eku trzymała zwini˛ety
w tr ˛abk˛e egzemplarz „Proroka Codziennego”.
— Arturze. . . tak si˛e martwiłam. . . tak si˛e martwiłam. . .
Zarzuciła panu Weasleyowi r˛ece na szyj˛e i „Prorok Codzienny” wypadł jej
z r ˛ak. Spojrzawszy na pierwsz ˛a stron˛e gazety, Harry odczytał wielki nagłówek:
PANIKA PODCZAS FINAŁU MISTRZOSTW SWIATA W QUIDDITCHU, ´
a pod nim drgaj ˛ace, czarno-białe zdj˛ecie Mrocznego Znaku ponad wierzchołkami
drzew.
— Nic wam si˛e nie stało. . . — wymamrotała pani Weasley, puszczaj ˛ac m˛e˙za
i spogl ˛adaj ˛ac po nich zaczerwienionymi oczami. — Zyjecie. . . och, chłopcy. . . ˙
97
I, ku zaskoczeniu wszystkich, złapała Freda i George’a i przyci ˛agn˛eła ich tak
gwałtownie do siebie, ˙ze stukn˛eli si˛e głowami.
— Au! Mamo, udusisz nas. . .
— A ja krzyczałam na was, zanim odeszliscie! — powiedziała pani Weasley, ´
zaczynaj ˛ac płakac. — Tylko o tym my ´ slałam przez cały czas! My ´ slałam. . . co by ´
było, gdybyscie trafili w r˛ece Sami-Wiecie-Kogo, a ostatni ˛a rzecz ˛a, jak ˛a usłysze- ´
liscie z moich ust, była wymówka, ˙ze dostali ´ scie tak mało sumów! Och, Fred. . . ´
och, George. . .
— Daj ju˙z spokój, Molly, przecie˙z sama widzisz, ˙ze jestesmy wszyscy ˙zywi ´
i cali — uspokajał j ˛a pan Weasley, odci ˛agaj ˛ac od bli´zniaków i prowadz ˛ac ku domowi.
— Bill — dodał półgłosem — we´z t˛e gazet˛e, chc˛e zobaczyc, co napisali. . . ´
Kiedy wszyscy stłoczyli si˛e w malenkiej kuchni, a Hermiona zrobiła pani We- ´
asley kubek bardzo mocnej herbaty, do której pan Weasley dolał troch˛e Starej
Ognistej Whisky Ogdena, Bill wr˛eczył ojcu gazet˛e. Pan Weasley przebiegł wzrokiem
pierwsz ˛a stron˛e, a Percy zagl ˛adał mu przez rami˛e.
— Wiedziałem — westchn ˛ał pan Weasley. — Ministerstwo działało nieudolnie.
. . przest˛epcy nie zostali schwytani. . . brak nale˙zytego zabezpieczenia. . .
czarnoksi˛e˙znicy uciekli nierozpoznani. . . ha´nba narodowa. . . Kto to napisał? No
tak. . . oczywiscie. . . Rita Skeeter. ´
— Ona si˛e uwzi˛eła na Ministerstwo Magii! — zawołał oburzony Percy. —
W zeszłym tygodniu pisała, ˙ze marnujemy czas na jałowe spekulacje na temat
grubosci denek kociołków, a powinni ´ smy zaj ˛a ´ c si˛e likwidacj ˛a wampirów! Jakby ´
nie było specjalnie zaznaczone w paragrafie dwunastym Wytycznych w sprawie
traktowania nieczarodziejskich, cz˛esciowo ludzkich istot. . . ´
— Percy, wyswiadcz nam łask˛e — powiedział Bill, ziewaj ˛ac — i zamknij si˛e. ´
— Pisze o mnie — rzekł pan Weasley, a w miar˛e czytania oczy za okularami
rozszerzały mu si˛e coraz bardziej.
— Gdzie? — krzykn˛eła pani Weasley, krztusz ˛ac si˛e herbat ˛a z whisky. — Gdybym
to zobaczyła, wiedziałabym, ˙ze jestes ˙zywy! ´
— Bez nazwiska — powiedział pan Weasley. — Posłuchajcie: Jesli przera˙zeni ´
czarodzieje i czarownice, którzy niecierpliwie wyczekiwali jakichs wiadomo ´ sci na ´
skraju lasu, spodziewali si˛e nale˙zytej informacji ze strony Ministerstwa Magii, to
srodze si˛e zawiedli. W jakis czas po ukazaniu si˛e Mrocznego Znaku z lasu wyszedł ´
pewien urz˛ednik z Ministerstwa i oswiadczył, ˙ze nikt nie został ranny, ale odmówił ´
udzielania informacji. Wkrótce si˛e dowiemy, czy to oswiadczenie uspokoi pogłoski ´
o kilku ciałach usuni˛etych z lasu w godzin˛e pó´zniej. . . Te˙z mi cos! — zawołał ze ´
złosci ˛a pan Weasley, oddaj ˛ac gazet˛e Percy’emu. — Nikt nie został ranny, wi˛ec ´
niby co miałem im powiedziec?´ Pogłoski o kilku ciałach usuni˛etych z lasu. . . Jakie
pogłoski? Pogłoski zaczn ˛a si˛e dopiero wtedy, kiedy ludzie przeczytaj ˛a, co ona tu
powypisywała.
Westchn ˛ał gł˛eboko.
98
— Molly, chyba b˛ed˛e musiał udac si˛e do ministerstwa, trzeba b˛edzie to ´
wszystko jakos doprowadzi ´ c do porz ˛adku. ´
— Lec˛e z tob ˛a, ojcze — oswiadczył z powag ˛a Percy. — Pan Crouch b˛edzie ´
potrzebował wszystkich r ˛ak do pracy. I b˛ed˛e mógł mu oddac osobi ´ scie mój raport ´
na temat kociołków.
I wybiegł z kuchni.
— Arturze, przecie˙z masz urlop. Ta sprawa nie ma nic wspólnego z twoim
departamentem. Na pewno poradz ˛a sobie bez ciebie.
— Musz˛e tam byc. To ja pogorszyłem cał ˛a sytuacj˛e. Tylko si˛e przebior˛e i ju˙z ´
mnie nie ma.
— Pani Weasley — odezwał si˛e nagle Harry, nie mog ˛ac ju˙z dłu˙zej wytrzymac
— czy Hedwiga nie przyniosła mi czasem listu? ´
— Hedwiga? — powtórzyła pani Weasley niezbyt przytomnie. — Nie. . .
nie. . . nie było ˙zadnej poczty.
Ron i Hermiona spojrzeli z ciekawosci ˛a na Harry’ego. Rzucił im znacz ˛ace ´
spojrzenie i powiedział:
— Ron, nie masz nic przeciwko temu, ˙zebym poszedł do twojego pokoju i zostawił
tam swoje rzeczy?
— Ale˙z sk ˛ad. . . ja chyba te˙z pójd˛e — odrzekł natychmiast Ron. — A ty,
Hermiono?
— Tak, ja te˙z — odpowiedziała szybko i wszyscy troje opuscili kuchni˛e i wpa- ´
dli na schody.
— Co jest grane, Harry? — zapytał Ron, gdy tylko zamkn˛eli za sob ˛a drzwi od
jego sypialni na poddaszu.
— Jest cos, o czym wam nie powiedziałem. Kiedy obudziłem si˛e w niedziel˛e ´
rano, znowu bolała mnie blizna.
Reakcja Rona i Hermiony dokładnie odpowiadała temu, co sobie wyobra˙zał,
le˙z ˛ac w sypialni przy Privet Drive. Hermion˛e na chwil˛e zatkało, po czym natychmiast
zacz˛eła mu udzielac rad, wymieniaj ˛ac mnóstwo ksi ˛a˙zek i ró˙zne autorytety, ´
pocz ˛awszy od Albusa Dumbledore’a, a skonczywszy na pani Pomfrey, szkolnej ´
piel˛egniarce.
Ron po prostu gapił si˛e na niego w osłupieniu.
— Ale. . . jego tam nie było, prawda? No. . . Sam-Wiesz-Kogo. . . To znaczy. . .
przecie˙z ostatnim razem, jak ci˛e bolała blizna, on był w Hogwarcie. . .
— Na Privet Drive go nie było, tego jestem pewny — odpowiedział Harry. —
Ale mi si˛e przysnił. . . on i Peter. . . no wiecie, Glizdogon. Teraz ju˙z tego dokładnie ´
nie pami˛etam, ale na pewno spiskowali, ˙zeby. . . zabic. . . kogo ´ s.´
Przez chwil˛e był bliski powiedzenia „mnie”, ale nie mógł pozwolic na to, by ´
Hermiona jeszcze bardziej si˛e wystraszyła.
— To tylko sen — powiedział Ron, staraj ˛ac si˛e, by jego głos zabrzmiał krzepi
˛aco. — Po prostu nocny koszmar.
99
— Taak. . . Ale czy na pewno? — zapytał Harry, odwracaj ˛ac si˛e, by spojrzec´
przez okno na jasniej ˛ace niebo. — Troch˛e to dziwne, nie uwa˙zacie? Boli mnie bli- ´
zna, a trzy dni pó´zniej widzimy maszeruj ˛acych smiercio˙zerców i znak Voldemorta ´
na niebie.
— Przestan. . . wymawia ´ c. . . jego. . . imi˛e! — wycedził Ron przez zaci ´ sni˛ete ´
z˛eby.
— A pami˛etacie, co powiedziała profesor Trelawney? — ci ˛agn ˛ał Harry, ignoruj
˛ac uwag˛e Rona. — Pod koniec roku?
Profesor Trelawney była nauczycielk ˛a wró˙zbiarstwa w Hogwarcie.
Hermiona prychn˛eła pogardliwie.
— Och, Harry, chyba nie przywi ˛azujesz wagi do tego, co mówi ta stara oszustka!
— Ciebie tam nie było. Nie słyszałas jej. Wygl ˛adała zupełnie inaczej ni˙z na ´
lekcjach. Mówiłem wam, wpadła w trans. . . i wcale nie udawała. Powiedziała,
˙ze Czarny Pan znowu odzyska sw ˛a moc. . . stanie si˛e jeszcze bardziej pot˛e˙zny
i straszny ni˙z przedtem. . . a zdoła to uczynic, bo wróci jego sługa. . . a tamtej ´
nocy uciekł Glizdogon.
Zapadło milczenie. Ron wpatrywał si˛e nieprzytomnym wzrokiem w dziur˛e
w swojej narzucie na łó˙zko, pokrytej wizerunkami Armat z Chudley.
— Harry, dlaczego pytałes o Hedwig˛e? — odezwała si˛e w ko ´ ncu Hermiona. — ´
Spodziewasz si˛e listu?
— Napisałem o bli´znie Syriuszowi — odrzekł Harry, wzruszaj ˛ac ramionami.
— Czekam na jego odpowied´z.
— Dobry pomysł! — ucieszył si˛e Ron. — Zało˙z˛e si˛e, ˙ze Syriusz b˛edzie wiedział,
co zrobic!´
— Miałem nadziej˛e, ˙ze odpowie mi szybko.
— Ale przecie˙z nie wiemy, gdzie on jest. . . Mo˙ze byc w Afryce. . . wsz˛e- ´
dzie — powiedziała rozs ˛adnie Hermiona. — Dla Hedwigi to mo˙ze byc długa ´
i wyczerpuj ˛aca podró˙z, mo˙ze trwac par˛e dni. ´
— Tak, wiem — zgodził si˛e Harry, ale czuł jakis zimny ci˛e˙zar w ˙zoł ˛adku, gdy ´
patrzył przez okno na niebo, na którym nie widac było Hedwigi. ´
— Chod´z, Harry, pocwiczymy sobie quidditcha w ogrodzie — powiedział ´
Ron. — No chod´z. . . trzech na trzech, Bill, Charlie, Fred i George na pewno
zagraj ˛a. . . wypróbujesz zwód Wronskiego. . . ´
— Ron — powiedziała Hermiona takim głosem, jakby chciała jeszcze dodac´
„mógłbys by ´ c cho ´ c odrobin˛e bardziej wra˙zliwy”. — Harry nie chce teraz gra ´ c´
w quidditcha, niepokoi si˛e i jest zm˛eczony, wszyscy powinnismy si˛e przespa ´ c. . . ´
— Ale˙z tak, ch˛etnie pogram — oswiadczył nagle Harry. — Poczekaj, tylko ´
wyjm˛e Błyskawic˛e.
Hermiona wyszła z pokoju, mrucz ˛ac pod nosem cos, co brzmiało jak: „Ach, ´
ci chłopcy!”
100
* * *
W ci ˛agu nast˛epnego tygodnia pan Weasley i Percy mało przebywali w domu.
Obaj wychodzili wczesnym rankiem, kiedy reszta rodziny spała, i wracali wieczorem,
ju˙z po kolacji.
— Ale kocioł — powiedział im Percy z wa˙zn ˛a min ˛a w niedzielny wieczór
poprzedzaj ˛acy ich wyjazd do Hogwartu. — Przez cały tydzien istna kanonada. ´
Ludzie przysyłaj ˛a mnóstwo wyjców, no, a wiecie, jak si˛e od razu nie otworzy
wyjca, wybucha. Biurko mam całe popalone, a z mojego najlepszego pióra pozostała
kupka popiołu.
— Dlaczego przysyłaj ˛a wam wyjce? — zapytała Ginny, która le˙zała na dywanie
przed kominkiem i sklejała magiczn ˛a tasm ˛a wysłu˙zony egzemplarz ´ Tysi ˛aca
magicznych roslin i grzybów ´ .
— Skar˙z ˛a si˛e na brak nale˙zytego zabezpieczenia podczas mistrzostw swia- ´
ta — odpowiedział Percy. — Domagaj ˛a si˛e odszkodowan za zniszczon ˛a własno ´ s´c´
prywatn ˛a. Na przykład Mundungus Fletcher ˙z ˛ada rekompensaty za namiot z dwunastoma
sypialniami i jacuzzi. Ale nie ze mn ˛a te numery, wiem, ˙ze spał pod płaszczem
umocowanym do czterech kijków.
Pani Weasley zerkn˛eła na stary zegar w rogu. Harry’emu bardzo si˛e podobał.
Nie pokazywał godzin i minut, ale udzielał wszystkich niezb˛ednych informacji.
Miał dziewi˛ec złotych wskazówek; na ka˙zdej było wygrawerowane imi˛e jednego ´
z członków rodziny Weasley ów. Wokół tarczy nie było cyfr, tylko krótkie opisy
miejsc lub sytuacji, w których ka˙zdy z członków rodziny powinien si˛e aktualnie
znajdowac. Były tam wi˛ec takie słowa, jak: „dom”, „szkoła” i „praca”, ale i takie, ´
jak: „zaginiony”, „szpital”, „wi˛ezienie”, a w miejscu, gdzie zwykle jest dwunastka,
widniał napis: „gro´zba smierci”. ´
W tej chwili osiem wskazówek wskazywało „dom”, natomiast najdłu˙zsza, pana
Weasleya, wci ˛a˙z tkwiła na pozycji „praca”. Pani Weasley westchn˛eła.
— Od czasów Sami-Wiecie-Kogo wasz ojciec nie musiał chodzic do pracy ´
w weekendy — powiedziała. — Za ci˛e˙zko tyraj ˛a. Jesli wkrótce nie wróci, zmar- ´
nuje mu si˛e kolacja.
— Ojciec chyba chce jakos naprawi ´ c swój bł ˛ad — rzekł Percy. — Prawd˛e mó- ´
wi ˛ac, paln ˛ał gaf˛e, wydaj ˛ac publiczne oswiadczenie bez porozumienia si˛e z szefem ´
departamentu. . .
— Nie wa˙z si˛e obwiniac ojca za to, co nawypisywała ta przekl˛eta Skeeter! — ´
zawołała pani Weasley z oburzeniem.
— Wiadomo, co by napisała Rita, gdyby tata nic nie powiedział — odezwał si˛e
Bill, który grał w szachy z Ronem. — Ju˙z to widz˛e: to hanba, ˙ze nikt z minister- ´
stwa nie zdobył si˛e na skomentowanie sytuacji. Rita Skeeter zawsze wszystkich
obsmarowuje. Pami˛etacie, raz zrobiła wywiady ze wszystkimi łamaczami zakl˛ec´
u Gringotta i nazwała mnie „długowłosym swirem”. ´
101
— No, bo rzeczywiscie s ˛a troch˛e za długie — powiedziała łagodnie pani We- ´
asley. — Gdybys mi pozwolił. . . ´
— Nie, mamo.
W okno salonu zacinał deszcz. Hermiona zagł˛ebiła si˛e w Standardowej ksi˛edze
zakl˛e´c (4 stopie´n), której egzemplarze pani Weasley kupiła na ulicy Pok ˛atnej
dla niej, Harry’ego i Rona. Charlie cerował ogniotrwał ˛a kominiark˛e. Harry polerował
Błyskawic˛e; u jego stóp spoczywał otwarty neseser z podr˛ecznym zestawem
miotlarskim, który Hermiona podarowała mu na trzynaste urodziny. Fred i George
siedzieli w k ˛acie, pochyleni nad kawałkiem pergaminu. Rozmawiali szeptem,
a w r˛ekach mieli pióra.
— Co wy tam robicie? — zapytała ostro pani Weasley, utkwiwszy wzrok
w bli´zniakach.
— Odrabiamy prac˛e domow ˛a — odrzekł wymijaj ˛aco Fred.
— Nie b ˛ad´z smieszny, jeszcze s ˛a wakacje — powiedziała pani Weasley. ´
— No tak, trzeba to było zrobic wcze ´ sniej — powiedział Fred. ´
— A nie wypisujecie przypadkiem jakiejs nowej oferty? — zapytała podejrz- ´
liwie pani Weasley. — Nie myslicie przypadkiem o nowych Magicznych Dowci- ´
pach Weasleyów?
— Mamo — Fred spojrzał na ni ˛a z wyrzutem — jesli jutro ekspres do Hogwar- ´
tu wykolei si˛e, a ja i George stracimy ˙zycie, to jak b˛edziesz si˛e czuła, wiedz ˛ac, ˙ze
ostatnimi słowami, jakie od ciebie przed smierci ˛a usłyszeli ´ smy, były jakie ´ s nie- ´
sprawiedliwe oskar˙zenia?
Wszyscy si˛e rozesmiali, nie wył ˛aczaj ˛ac pani Weasley. ´
— Och, wraca wasz ojciec! — zawołała nagle, patrz ˛ac na zegar.
Wskazówka pana Weasleya przesun˛eła si˛e z „pracy” na „podró˙z”, a w chwil˛e
pó´zniej zatrzymała si˛e gwałtownie na „domu” i usłyszeli jego wołanie z kuchni.
— Id˛e, Arturze! — krzykn˛eła pani Weasley, wybiegaj ˛ac z pokoju.
Wkrótce do ciepłego salonu wkroczył pan Weasley, nios ˛ac tac˛e ze swoj ˛a kolacj
˛a. Wygl ˛adał na wykonczonego. ´
— Awantura na sto fajerek — powiedział, kiedy usiadł w fotelu przy kominku,
grzebi ˛ac bez entuzjazmu w lekko zeschni˛etym kalafiorze. — Rita Skeeter w˛eszy
od tygodnia, próbuj ˛ac wyłowic wszystkie potkni˛ecia ministerstwa. Teraz dowie- ´
działa si˛e o zagini˛eciu tej biednej Berty, wi˛ec ju˙z widz˛e nagłówek na pierwszej
stronie jutrzejszego „Proroka Codziennego”. A ju˙z dawno mówiłem Bagmanowi,
˙ze trzeba kogos wysła ´ c, ˙zeby j ˛a odnalazł. ´
— Pan Crouch powtarza to od tygodni — wtr ˛acił szybko Percy.
— Crouch ma szcz˛escie, ˙ze Rita jeszcze nic nie wie o Mru˙zce — powiedział ´
ze złosci ˛a pan Weasley. — Miałaby o czym pisa ´ c przez tydzie ´ n. To by dopiero ´
była sensacja, gdyby opisała, jak schwytano jego domowego skrzata z ró˙zd˙zk ˛a
w r˛eku, t ˛a sam ˛a, któr ˛a wyczarowano Mroczny Znak.
102
— Chyba wszyscy si˛e zgadzamy co do tego, ˙ze ten skrzat, choc tak nieodpo- ´
wiedzialny, nie wyczarował Znaku? — zaperzył si˛e Percy.
— A ja uwa˙zam, ˙ze pan Crouch ma wielkie szcz˛escie, ˙ze nikt z „Proroka ´
Codziennego” nie dowiedział si˛e jeszcze, jak podle traktuje swoje skrzaty! —
zawołała oburzona Hermiona.
— Bez przesady, Hermiono! — powiedział Percy. — Wysokiej rangi urz˛ednik
Ministerstwa Magii chyba zasługuje na bezwarunkowe posłuszenstwo ze strony ´
swoich słu˙z ˛acych. . .
— Swoich niewolników, to chciałes powiedzie ´ c! — krzykn˛eła piskliwie Her- ´
miona. — Bo przecie˙z nie płacił Mru˙zce ani knuta, zapomniałes?´
— Mysl˛e, ˙ze wszyscy powinni ´ scie teraz i ´ s´c do swoich sypialni i sprawdzi ´ c,´
czy jestescie dobrze spakowani! — przerwała t˛e sprzeczk˛e pani Weasley. — No, ´
dalej, jazda na gór˛e!
Harry uło˙zył swoje przybory miotlarskie w neseserze, zarzucił Błyskawic˛e na
rami˛e i razem z Ronem wyszedł do jego sypialni. Na górze deszcz jeszcze głosniej
b˛ebnił o dach, wiatr j˛eczał i po ´ swistywał, a ghul mieszkaj ˛acy na strychu wył ´
od czasu do czasu. Kiedy weszli do sypialni, Swisto ´ swinka zacz˛eła ´ swiergota ´ c´
i fruwac po klatce. Widok do połowy zapakowanych kufrów wprawił j ˛a w dzikie ´
podniecenie.
— Daj jej troch˛e przysmaku sów — powiedział Ron, rzucaj ˛ac Harry’emu pudełko
— mo˙ze si˛e zamknie na jakis czas. ´
Harry wrzucił kilka przysmaków do klatki Swisto ´ swinki, a potem odwrócił si˛e ´
i spojrzał na swój kufer. Obok niego stała otwarta klatka Hedwigi, wci ˛a˙z pusta.
— Ju˙z ponad tydzien — mrukn ˛ał, patrz ˛ac na pust ˛a ˙zerd´z. — Ron, chyba nie ´
myslisz, ˙ze Syriusza złapali, co? ´
— Co ty, na pewno by o tym napisali w „Proroku Codziennym”. Ministerstwo
chciałoby pokazac, ˙ze udało im si˛e kogo ´ s złapa ´ c, nie uwa˙zasz? ´
— No, chyba tak. . .
— Zobacz, tutaj jest wszystko, co mama kupiła ci na Pok ˛atnej. Wyj˛eła ci te˙z
troch˛e forsy z twojej skrytki. . . i wyprała ci wszystkie skarpetki.
Rzucił na składane łó˙zko Harry’ego stos pakunków, sakiewk˛e z pieni˛edzmi
i kilkanascie par skarpetek. Harry zacz ˛ał rozpakowywa ´ c zakupy. Prócz ´ Standardowej
ksi˛egi zakl˛e´c (4 stopie´n) Mirandy Goshawk, znalazł p˛ek nowych piór, tuzin
zwojów pergaminu i zapasy do swojego zestawu składników eliksirów — pod
koniec ubiegłego roku szkolnego miał ju˙z bardzo mało płetwy skorpeny i esencji
belladony. Własnie wciskał bielizn˛e do swojego kociołka, kiedy usłyszał za ´
plecami pełen odrazy okrzyk Rona.
— Co to ma byc?´
Trzymał w r˛eku cos, co Harry’emu przypominało dług ˛a, aksamitn ˛a sukni˛e, ´
w kolorze kasztanowym, wokół kołnierza i na koncu r˛ekawów przyozdobion ˛a nie- ´
co zwi˛edni˛etymi koronkowymi falbankami.
103
Rozległo si˛e pukanie do drzwi i weszła pani Weasley, nios ˛ac nar˛ecze swie˙zo ´
wypranych szat szkolnych.
— Prosz˛e — powiedziała, dziel ˛ac nar˛ecze na dwie cz˛esci. — Tylko zapakujcie ´
je jak nale˙zy, ˙zeby si˛e nie pogniotły.
— Mamo, dałas mi now ˛a sukienk˛e Ginny — powiedział Ron, podaj ˛ac jej kasz- ´
tanowy strój.
— Ale˙z sk ˛ad — obruszyła si˛e pani Weasley. — To dla ciebie. To jest szata
wyjsciowa. ´
— Co?! — zawołał przera˙zony Ron.
— Szata wyjsciowa! — powtórzyła pani Weasley. — Figuruje na waszej tego- ´
rocznej liscie. Szata na uroczyste okazje. ´
— Chyba ˙zartujesz — powiedział Ron z niedowierzaniem. — Ja tego nie b˛ed˛e
nosił, nie ma mowy.
— Wszyscy je nosz ˛a, Ron! — zaperzyła si˛e pani Weasley. — Własnie takie! ´
Twój ojciec te˙z ma tak ˛a na niektóre przyj˛ecia!
— Pr˛edzej pójd˛e nago, ni˙z to wło˙z˛e!
— Nie b ˛ad´z głupi — powiedziała pani Weasley — musisz miec szat˛e wyj ´ scio- ´
w ˛a, jest na twojej liscie! Harry’emu te˙z kupiłam. . . poka˙z mu, Harry. . . ´
Harry, lekko dr˙z ˛acymi r˛ekami, otworzył ostatni ˛a paczk˛e le˙z ˛ac ˛a na jego łó˙zku.
Nie było jednak tak ´zle: jego szata wyjsciowa nie była ozdobiona koronkami, ´
w gruncie rzeczy przypominała zwykł ˛a szat˛e szkoln ˛a, tyle ˙ze była butelkowo-
-zielona, a nie czarna.
— Pomyslałam sobie, ˙ze podkre ´ sli kolor twoich oczu, kochaneczku — powie- ´
działa pieszczotliwie pani Weasley.
— Jego jest w porz ˛adku! — krzykn ˛ał ze złosci ˛a Ron, patrz ˛ac na szat˛e Har- ´
ry’ego. — Dlaczego ja takiej nie mam?
— Poniewa˙z. . . no. . . musiałam ci j ˛a kupic w lumpeksie, a nie było du˙zego ´
wyboru — odpowiedziała pani Weasley, rumieni ˛ac si˛e.
Harry spojrzał w bok. Ch˛etnie by si˛e podzielił z Weasleyami wszystkimi swoimi
pieni˛edzmi, spoczywaj ˛acymi w podziemiach banku Gringotta, ale wiedział,
˙ze nie zdołałby ich do tego namówic.´
— Nigdy tego na siebie nie wło˙z˛e — powtórzył Ron. — Nigdy.
— Swietnie — warkn˛eła pani Weasley. — W ogóle niczego nie wkładaj. A ty, ´
Harry, b ˛ad´z tak dobry i zrób mu wtedy zdj˛ecie. Ch˛etnie si˛e troch˛e posmiej˛e. ´
Wyszła z pokoju, zatrzaskuj ˛ac za sob ˛a drzwi. Zza pleców dobiegł ich dziwny
odgłos, jakby ktos si˛e dusił. ´ Swisto ´ swince ugrz ˛azł w dziobie zbyt du˙zy przysmak ´
sów.
— Dlaczego wszystko, co mam, musi byc tak ˛a okropn ˛a tandet ˛a? — zapytał ´
Ron ze złosci ˛a, id ˛ac przez pokój, by pomóc sówce.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz