piątek, 6 stycznia 2017

Rozdział czwarty - Do Nory!

Przed południem nast˛epnego dnia kufer Harry’ego zapełnił si˛e jego szkolnymi
przyborami i ksi ˛a˙zkami, a tak˙ze najcenniejszymi skarbami — peleryn ˛a-niewidk ˛a,
któr ˛a odziedziczył po ojcu, miotł ˛a sportow ˛a, któr ˛a mu podarował Syriusz, i zaczarowanym
planem Hogwartu, który dostał od Freda i George’a Weasleyów. Opró˙znił
skrytk˛e pod podłog ˛a z resztek smakołyków, sprawdził dwa razy, czy w jakims´
zak ˛atku sypialni nie zostawił pióra lub ksi˛egi z zakl˛eciami, i zdj ˛ał ze sciany kartk˛e, ´
na której skreslał dni dziel ˛ace go od pierwszego wrze ´ snia — od wyt˛esknionego ´
powrotu do Hogwartu.
W domu pod numerem czwartym przy Privet Drive atmosfera bardzo si˛e zag˛esciła.
Od kiedy nad Dursleyami zawisła gro´zba pojawienia si˛e w ich domu rodziny ´
czarodziejów, chodzili rozdra˙znieni i spi˛eci. Wuj Vernon sprawiał wra˙zenie przera˙zonego,
kiedy Harry oznajmił, ˙ze Weasleyowie przyb˛ed ˛a ju˙z nazajutrz, o pi ˛atej
po południu.
— Mam nadziej˛e, ˙ze im napisałes, ˙zeby si˛e ubrali przyzwoicie — warkn ˛ał ´
natychmiast. — Ju˙z widziałem, co potrafi ˛a wło˙zyc na siebie tacy jak oni. Powinni ´
miec cho ´ c na tyle przyzwoito ´ sci, by ubra ´ c si˛e zgodnie z normami cywilizowanego ´
swiata. ´
Harry miał co do tego pewne w ˛atpliwosci. Jako ´ s nie pami˛etał, by pa ´ nstwo ´
Weasleyowie kiedykolwiek mieli na sobie cos, co mo˙zna by uzna ´ c za zgodne ´
z „normami cywilizowanego swiata”. Ich dzieci podczas wakacji nosiły mugol- ´
skie ubrania, ale oni sami chodzili zwykle w długich szatach o ró˙znym stopniu
zu˙zycia. Nie przejmował si˛e tym, co sobie pomysl ˛a s ˛asiedzi, ale bał si˛e, ˙ze Dur- ´
sleyowie mog ˛a okazac całkowity brak szacunku Weasleyom, je ´ sli ci pojawi ˛a si˛e ´
w strojach odpowiadaj ˛acych ich najgorszym wyobra˙zeniom o czarodziejach.
Wuj Vernon wło˙zył swój najlepszy garnitur. Ktos mógłby to uzna ´ c za gest ´
uprzejmosci, ale Harry dobrze wiedział, ˙ze wuj chciał w ten sposób wyda ´ c si˛e ´
kims wa˙znym i onie ´ smieli ´ c Weasleyów. Natomiast Dudley jakby skurczył si˛e ´
w sobie. Nie był to wcale skutek diety, ale zwykłego strachu. Jego ostatnie spotkanie
z dorosłym czarodziejem skonczyło si˛e niezbyt przyjemnie: wyrósł mu ´ swi ´ n-´
30
ski ogonek, a ciotka Petunia i wuj Vernon musieli słono zapłacic za jego usuni˛ecie ´
w prywatnej klinice w Londynie. Nic wi˛ec dziwnego, ˙ze Dudley co jakis czas ma- ´
cał si˛e po siedzeniu i przemykał chyłkiem z pokoju do pokoju, tyłem do sciany, ´
˙zeby owa cz˛es´c ciała nie stała si˛e ponownie celem ataku wroga. ´
Podczas obiadu panowało ponure milczenie. Nawet Dudley powstrzymał si˛e
od wyra˙zenia swojego zdania na temat tego, co ujrzał na stole (wiejski twaro˙zek
i utarty seler). Ciotka Petunia w ogóle nic nie tkn˛eła. Zacisn˛eła dłonie, sci ˛agn˛eła ´
wargi i sprawiała wra˙zenie, jakby co jakis czas gryzła si˛e w j˛ezyk, ˙zeby nie paln ˛a ´ c´
Harry’emu jadowitego kazania.
— Przyjad ˛a samochodem, tak? — warkn ˛ał wuj Vernon przez stół.
— Eee. . . — b ˛akn ˛ał Harry.
O tym nie pomyslał. Jak Weasleyowie zamierzaj ˛a go st ˛ad zabra ´ c? Nie mieli ´
ju˙z samochodu: stary ford anglia, którym kiedys je´zdzili, na pewno brykał teraz ´
po Zakazanym Lesie w Hogwarcie. Ale w ubiegłym roku pan Weasley po˙zyczył
samochód z Ministerstwa Magii, wi˛ec mo˙ze zrobi to samo dzisiaj ?
— Chyba tak — powiedział w koncu. ´
Wuj Vernon prychn ˛ał pod w ˛asami. Normalnie zapytałby, jaki samochód maj
˛a Weasleyowie, bo miał tendencj˛e do oceniania ludzi po rozmiarach i cenie ich
samochodów. Harry w ˛atpił jednak, czy wuj nabrałby szacunku do pana Weasleya
nawet wtedy, gdyby ten zajechał najnowszym modelem ferrari.
Harry sp˛edził wi˛ekszos´c popołudnia w swojej sypialni; nie mógł znie ´ s´c wi- ´
doku ciotki Petunii zerkaj ˛acej co chwila przez firanki, jakby w wiadomosciach ´
podano, ˙ze z zoo uciekł nosoro˙zec. Dopiero za kwadrans pi ˛ata zszedł na dół do
salonu.
Ciotka Petunia nerwowo wygładzała poduszki. Wuj Vernon udawał, ˙ze czyta
gazet˛e, ale jego małe oczka wcale si˛e nie poruszały i Harry był pewny, ˙ze wuj nasłuchuje
odgłosu nadje˙zd˙zaj ˛acego samochodu. Dudley wtłoczył si˛e w fotel, wcisn
˛awszy pulchne r˛ece pod zadek. Harry nie wytrzymał tego napi˛ecia; wyszedł
z salonu i przysiadł na schodach w przedpokoju, z oczami utkwionymi w zegarku
i z sercem tłuk ˛acym mu si˛e w piersi z podniecenia i zdenerwowania.
Min˛eła pi ˛ata. Wuj Vernon, poc ˛ac si˛e lekko w swoim najlepszym garniturze,
otworzył drzwi frontowe, wyjrzał na zewn ˛atrz i szybko cofn ˛ał głow˛e.
— Spó´zniaj ˛a si˛e! — warkn ˛ał do Harry’ego.
— Wiem — odrzekł Harry. — Mo˙ze. . . ee. . . s ˛a korki, albo cos ich zatrzyma- ´
ło. . .
Dziesi˛ec po pi ˛atej. . . kwadrans po pi ˛atej. . . Teraz Harry sam zacz ˛ał si˛e niepo- ´
koic. O pół do szóstej usłyszał z salonu rozmow˛e wuja Vernona i ciotki Petunii. ´
— Za grosz przyzwoitosci. ´
— Przecie˙z moglismy mie ´ c jakie ´ s zobowi ˛azania towarzyskie. ´
— Mo˙ze mysl ˛a, ˙ze jak si˛e spó´zni ˛a, to ich zaprosimy na kolacj˛e. ´
31
— Niech sobie to wybij ˛a z głowy — powiedział wuj Vernon, po czym wstał
i zacz ˛ał si˛e nerwowo przechadzac po salonie. — Niech zabieraj ˛a chłopaka i fora ze ´
dwora, nie b˛edzie ˙zadnego posiadywania. Jesli w ogóle przyjad ˛a. Pewno pomylili ´
dzien. Zało˙z˛e si˛e, ˙ze tacy jak oni nie dbaj ˛a o punktualno ´ s´c. Albo je˙zd˙z ˛a jak ˛a ´ s´
mydelniczk ˛a, która im nawaliła. . . AAAAAAACH!
Harry podskoczył. Spoza drzwi dobiegł go tupot nóg trojga Dursleyów uciekaj
˛acych przed czyms w panice. W nast˛epnej chwili do przedpokoju wpadł Dudley; ´
na jego prosiakowatej twarzy malowało si˛e przera˙zenie.
— Co si˛e stało? — zapytał Harry. — O co chodzi?
Ale Dudley nie był w stanie wykrztusic słowa. Wci ˛a˙z trzymaj ˛ac si˛e obiema ´
dłonmi za siedzenie, pomkn ˛ał do kuchni tak szybko, jak pozwalały mu na to ser- ´
delkowate nogi. Harry wbiegł do salonu.
Ze slepego kominka z elektrycznym wkładem, udaj ˛acym prawdziwy ˙zar, do- ´
chodziło głosne dudnienie i skrobanie. ´
— Co to jest? — wydyszała ciotka Petunia, przyciskaj ˛ac si˛e plecami do sciany ´
i wpatruj ˛ac si˛e z przera˙zeniem w kominek. — Vernonie, co to jest?
Nie dane im było długo trwac w niepewno ´ sci. Zza tylnej ´ scianki kominka ´
dobiegły ludzkie głosy.
— Auu! Fred, nie. . . wracaj, wracaj, to chyba jakas pomyłka. . . powiedz Geo- ´
rge’owi, ˙zeby nie. . . AUU! George, nie, tu nie ma miejsca, wracaj szybko i powiedz
Ronowi. . .
— Tato, mo˙ze Harry nas słyszy. . . mo˙ze jakos nam pomo˙ze wydosta ´ c si˛e z tej ´
ciemnej kiszki. . .
Ktos załomotał pi˛e ´ sciami w ´ sciank˛e za elektrycznym ˙zarnikiem. ´
— Harry! Harry, słyszysz nas?
Dursleyowie spojrzeli na Harry’ego jak para rozwscieczonych rosomaków. ´
— Co to ma znaczyc? — warkn ˛ał wuj Vernon. — Co tu si˛e dzieje? ´
— Oni. . . oni próbowali dostac si˛e tutaj za pomoc ˛a proszku Fiuu — odpo- ´
wiedział Harry, poskramiaj ˛ac w sobie ochot˛e do rykni˛ecia smiechem. — Mog ˛a ´
podró˙zowac kominkami. . . tylko ˙ze zamurowali ´ scie szyb kominowy. . . chwilecz- ´
k˛e. . .
Podszedł do kominka i zawołał:
— Panie Weasley! Słyszy mnie pan?
Łomotanie w sciank˛e ustało. ´
— Ciiicho! — sykn ˛ał ktos z tamtej strony. ´
— Panie Weasley, to ja, Harry. . . Kominek został zamurowany. T˛edy si˛e nie
dostaniecie.
— A to dopiero! — rozległ si˛e głos pana Weasleya. — Zamurowali? Kominek?
A po co?
— Maj ˛a elektryczny wkład — wyjasnił Harry. ´
32
— Naprawd˛e? — zdumiał si˛e pan Weasley, wyra´znie zaintrygowany. —
Eklektyczny, tak powiedziałes? Z wtyczk ˛a? A to ci dopiero! Musz˛e to zobaczy ´ c. . . ´
zaraz. . . niech no pomysl˛e. . . auu, Ron! ´
Teraz zabrzmiał głos Rona.
— Co my tu robimy? Cos nie wyszło? ´
— Ale˙z sk ˛ad, Ron — odpowiedział mu ironiczny głos Freda. — Przecie˙z
wszystko przebiega zgodnie z planem.
— Tak, i mamy wspaniały ubaw — powiedział George zduszonym głosem,
jakby go cos przyciskało do ´ sciany. ´
— Chłopcy, chłopcy. . . — rozległ si˛e głos pana Weasleya. — Próbuj˛e si˛e zastanowic.
. . Tak. . . to jedyny sposób. . . odsu ´ n si˛e, Harry. ´
Harry szybko oddalił si˛e od kominka. Wuj Vernon przeciwnie, podszedł bli˙zej.
— Zaraz, chwileczk˛e! — rykn ˛ał. — Co pan własciwie zamierza zrobi ´ c?´
ŁUUUP.
Elektryczny wkład przeleciał przez pokój, kiedy scianka zagradzaj ˛aca szyb ´
kominowy rozwaliła si˛e z łoskotem, a z obłoku pyłu i kawałków tynku wynurzyli
si˛e: pan Weasley, Fred, George i Ron. Ciotka Petunia wrzasn˛eła, rzuciła si˛e do
tyłu i potkn˛eła o stolik do kawy. Wuj Vernon złapał j ˛a w ostatniej chwili, zanim
upadła na podłog˛e, i gapił si˛e, oniemiały, na Weasleyów. Wszyscy czterej byli
płomiennorudzi, przy czym Fred i George nie ró˙znili si˛e od siebie niczym, nawet
liczb ˛a i rozmieszczeniem piegów.
— No i po wszystkim — wysapał pan Weasley, otrzepuj ˛ac z pyłu dług ˛a zielon
˛a szat˛e i poprawiaj ˛ac okulary na nosie. — Ach. . . to panstwo. . . wuj i ciotka ´
Harry’ego, jesli si˛e nie myl˛e? ´
Wysoki, chudy i łysiej ˛acy, zmierzał ku wujowi Vernonowi z wyci ˛agni˛et ˛a r˛ek
˛a, a ten cofał si˛e, wlok ˛ac przed sob ˛a ciotk˛e Petuni˛e i nie mog ˛ac wykrztusic ani ´
słowa. Jego najlepszy garnitur pokryty był białym pyłem, który osadził mu si˛e
równie˙z na w ˛asach i włosach, tak ˙ze wuj Vernon wygl ˛adał, jakby si˛e nagle postarzał
o trzydziesci lat. ´
— Ee. . . no tak. . . bardzo panstwa przepraszam — rzekł pan Weasley, opusz- ´
czaj ˛ac wyci ˛agni˛et ˛a r˛ek˛e i zerkaj ˛ac przez rami˛e na zrujnowany kominek. — To
wszystko moja wina, po prostu nie przyszło mi do głowy, ˙ze wylot mo˙ze byc za- ´
blokowany. Ten kominek został na jedno popołudnie podł ˛aczony do sieci Fiuu. . .
rozumie pan, ˙zebysmy mogli zabra ´ c Harry’ego. Kominki mugoli zwykle nie s ˛a ´
podł ˛aczone. . . ale znam kogos w centrali Fiuu i załatwił mi to po znajomo ´ sci. ´
Prosz˛e si˛e nie martwic, zaraz to naprawi˛e. Zapal˛e ogie ´ n, ˙zeby wysła ´ c chłopców, ´
i natychmiast naprawi˛e ten kominek, zanim si˛e zdeportuj˛e.
Harry gotów był si˛e zało˙zyc, ˙ze Dursleyowie nie zrozumieli z tego ani jedne- ´
go słowa. Oboje wytrzeszczali oczy na pana Weasleya, jakby ich poraził piorun.
Ciotka Petunia zdołała ju˙z stan ˛ac na nogach o własnych siłach i ukryła si˛e za ´
wujem Vernonem.
33
— Czes´c, Harry! — zawołał wesoło pan Weasley. — Twój kufer gotowy? ´
— Jest na górze — odpowiedział Harry, odwzajemniaj ˛ac usmiech. ´
— My go zabierzemy — powiedział szybko Fred.
Mrugn ˛ał do Harry’ego i razem z George’em opuscili pokój. Wiedzieli, gdzie ´
jest sypialnia Harry’ego, bo ju˙z raz pomogli mu z niej uciec w srodku nocy. Harry ´
podejrzewał, ˙ze bardzo chc ˛a rzucic okiem na Dudleya, o którym wiele im opo- ´
wiadał.
— No wi˛ec. . . — powiedział pan Weasley, kołysz ˛ac lekko ramionami i pró-
buj ˛ac znale´zc słowa, które przerwałyby pos˛epne milczenie. — Maj ˛a pa ´ nstwo. . . ´
no. . . bardzo ładny dom.
Zwykle nieskazitelnie czysty salon pokrywała teraz warstwa pyłu i gruzu,
wi˛ec ta uwaga niezbyt dobrze podziałała na Dursleyów. Wuj Vernon zrobił si˛e
ponownie purpurowy na twarzy, a ciotka Petunia znowu zacz˛eła ˙zuc swój j˛ezyk. ´
Byli jednak nadal tak przera˙zeni, ˙ze nie powiedzieli ani słowa.
Pan Weasley rozejrzał si˛e ciekawie. Uwielbiał miec do czynienia z mugolami. ´
Harry widział, ˙ze pan Weasley ma okropn ˛a ochot˛e zapoznac si˛e bli˙zej z telewizo- ´
rem i odtwarzaczem wideo.
— Działaj ˛a na eklektycznos´c, prawda? — zapytał tonem człowieka znaj ˛acego ´
si˛e na rzeczy. — Ach tak, widz˛e wtyczki. Zbieram wtyczki — dodał, zwracaj ˛ac
si˛e do wuja Vernona. — I baterie. Mam całkiem spor ˛a kolekcj˛e baterii. Moja ˙zona
uwa˙za, ˙ze mam bzika, ale tak to ju˙z bywa.
Wuj Vernon równie˙z był tego zdania, ale nadal milczał. Przesun ˛ał si˛e lekko
w prawo, zasłaniaj ˛ac ciotk˛e Petuni˛e, jakby si˛e bał, ˙ze pan Weasley mo˙ze ich niespodziewanie
zaatakowac.´
Nagle do salonu wrócił Dudley. Harry słyszał łoskot swojego kufra, sci ˛agane- ´
go po schodach, i wiedział, ˙ze to te odgłosy wypłoszyły Dudleya z kuchni. Dudley
przesun ˛ał si˛e tyłem tu˙z przy scianie i próbował schowa ´ c si˛e za swoimi rodzicami. ´
Niestety, nawet tułów wuja Vernona, wystarczaj ˛aco poka´zny, by całkowicie ukryc´
koscist ˛a ciotk˛e Petuni˛e, nie był w stanie zasłoni ´ c cielska Dudleya. ´
— Ach, Harry, wi˛ec to jest twój kuzyn, tak? — zapytał uprzejmie pan Weasley,
dzielnie próbuj ˛ac nawi ˛azac konwersacj˛e. ´
— Tak — powiedział Harry. — To jest Dudley.
On i Ron zerkn˛eli na siebie i szybko spojrzeli w bok, z najwy˙zszym trudem
powstrzymuj ˛ac si˛e od parskni˛ecia smiechem. Dudley wci ˛a˙z trzymał si˛e kurczowo ´
za tłusty zadek, jakby si˛e bał, ˙ze mu odpadnie. Pan Weasley zdradzał szczere
zainteresowanie jego zachowaniem. S ˛adz ˛ac z tonu głosu, którym wypowiedział
nast˛epne zdanie, mo˙zna było z łatwosci ˛a wywnioskowa ´ c, ˙ze jego opinia na temat ´
stanu umysłu Dudleya całkowicie pokrywa si˛e z tym, co Dursleyowie mysleli ´
o panu Weasleyu, z t ˛a ró˙znic ˛a, ˙ze budziło to w nim raczej współczucie ni˙z strach.
— Jak ci si˛e udały wakacje, Dudley? — zapytał uprzejmie.
Dudley wydał z siebie krótki kwik i złapał si˛e kurczowo za masywny zadek.
34
Weszli Fred i George, taszcz ˛ac szkolny kufer Harry’ego. Rozejrzeli si˛e i zobaczyli
Dudleya. Na ich twarzach pojawił si˛e identyczny złosliwy grymas. ´
— Ach, swietnie — rzekł szybko pan Weasley. — No to walimy, raz dwa. ´
Zawin ˛ał r˛ekawy i wyj ˛ał ró˙zd˙zk˛e. Dursleyowie wcisn˛eli si˛e w scian˛e. ´
— Incendio! — zawołał pan Weasley, celuj ˛ac ró˙zd˙zk ˛a w dziur˛e w scianie. ´
W kominku natychmiast zapłon ˛ał ogien, trzaskaj ˛ac wesoło, jakby palił si˛e od ´
dawna. Pan Weasley wyj ˛ał z kieszeni mały woreczek, rozwi ˛azał go, wzi ˛ał z niego
szczypt˛e proszku i rzucił w płomienie, które pozieleniały i buchn˛eły wy˙zej.
— Fred, ty pierwszy — powiedział pan Weasley.
— Ju˙z lec˛e — rzekł Fred. — Och. . . nie. . . chwileczk˛e. . .
Z kieszeni wysun˛eła mu si˛e torebka z cukierkami, które potoczyły si˛e po pod-
łodze we wszystkie strony — olbrzymie toffi w kolorowych papierkach.
Fred rzucił si˛e na podłog˛e i pozbierał cukierki, po czym pomachał wesoło Dursleyom
na po˙zegnanie i wkroczył w płomienie, mówi ˛ac: „Nora!” Ciotka Petunia
wydała z siebie krótki, zduszony okrzyk. Swisn˛eło i Fred znikn ˛ał. ´
— Wskakuj, George — powiedział pan Weasley. — Ty i kufer.
Harry pomógł George’owi wnies´c kufer do kominka i ustawi ´ c go pionowo, ´
˙zeby wygodniej go było trzymac. George krzykn ˛ał: „Nora!”, znowu ´ swisn˛eło i on ´
równie˙z znikn ˛ał.
— Teraz ty, Ron — powiedział pan Weasley.
— Do zobaczenia — po˙zegnał Ron Dursleyów. Wyszczerzył z˛eby do Harry’ego,
wszedł w ogien, krzykn ˛ał: „Nora!” i znikn ˛ał. ´
Teraz pozostali ju˙z tylko Harry i pan Weasley.
— No, to. . . do widzenia — rzekł Harry do Dursleyów.
Nie zdołali wykrztusic ani słowa. Harry ruszył w stron˛e kominka, ale kiedy ´
doszedł do kraw˛edzi paleniska, pan Weasley wyci ˛agn ˛ał r˛ek˛e i zatrzymał go, spogl
˛adaj ˛ac ze zdumieniem na Dursleyów.
— Harry powiedział „do widzenia”. Czy˙zby panstwo nie dosłyszeli? ´
— Nie ma sprawy — mrukn ˛ał Harry. — Naprawd˛e, wcale mi nie zale˙zy.
Pan Weasley wci ˛a˙z trzymał go za rami˛e.
— Nie zobacz ˛a panstwo swojego siostrze ´ nca a˙z do nast˛epnych wakacji — ´
zwrócił si˛e do wuja Vernona z lekk ˛a wymówk ˛a. — Jestem pewny, ˙ze chce si˛e pan
z nim po˙zegnac, prawda? ´
Na twarzy wuja Vernona widac było oznaki ci˛e˙zkiej rozterki. To, ˙ze jaki ´ s sza- ´
leniec, który własnie rozwalił mu pół salonu, próbuje uczy ´ c go dobrych manier, ´
przyprawiało go o prawdziwe katusze.
Pan Weasley trzymał jednak wci ˛a˙z ró˙zd˙zk˛e i wuj Vernon natychmiast na ni ˛a
zerkn ˛ał, po czym mrukn ˛ał obra˙zonym tonem:
— No to do widzenia.
— Do zobaczenia — odpowiedział Harry i wsun ˛ał jedn ˛a nog˛e w zielone płomienie,
czuj ˛ac miły powiew, przypominaj ˛acy ciepły oddech. W tej samej chwili
35
za jego plecami rozległo si˛e okropne rz˛e˙zenie, jakby ktos gwałtownie zwymioto- ´
wał — albo usiłował zwymiotowac — a ciotka Petunia zacz˛eła wrzeszcze ´ c.´
Harry obrócił si˛e na pi˛ecie. Dudley nie krył si˛e ju˙z za swoimi rodzicami. Kl˛eczał
obok stolika do kawy i usiłował pozbyc si˛e czego ´ s długiego, purpurowego ´
i oslizgłego, co zwisało mu z ust. W chwil˛e pó´zniej do Harry’ego dotarło, ˙ze tym ´
czyms jest j˛ezyk Dudleya — i ˙ze przed nim, na podłodze, le˙zy kolorowy papierek ´
od cukierka.
Ciotka Petunia rzuciła si˛e na podłog˛e obok Dudleya, złapała za koniec jego napuchni˛etego
j˛ezyka i próbowała usun ˛ac mu go z ust; trudno si˛e dziwi ´ c, ˙ze Dudley ´
zareagował na to jeszcze głosniejszym rz˛e˙zeniem przechodz ˛acym w wycie oraz ´
˙ze zacz ˛ał si˛e z ni ˛a szarpac. Wuj Vernon ryczał jak zarzynany wół i wymachiwał ´
r˛ekami, a pan Weasley usiłował to wszystko przekrzyczec, wołaj ˛ac: ´
— Prosz˛e si˛e nie martwic, zaraz mu pomog˛e! ´
I zacz ˛ał si˛e zbli˙zac do Dudleya z wyci ˛agni˛et ˛a ró˙zd˙zk ˛a, na co ciotka Petunia ´
zawyła jeszcze głosniej i przykryła syna własnym ciałem. ´
— Ale˙z nie! Prosz˛e si˛e nie obawiac! — krzykn ˛ał zrozpaczony pan Weasley. — ´
To bardzo prosty proces. . . to tylko toffi. . . mój syn Fred. . . to urodzony figlarz. . .
ale to tylko zakl˛ecie ˙zarłocznosci. . . tak mi si˛e wydaje. . . mog˛e to naprawi ´ c. . . ´
Te informacje nie tylko Dursleyów nie uspokoiły, ale wzbudziły w nich jeszcze
wi˛eksz ˛a panik˛e. Ciotka Petunia szlochała histerycznie, szarpi ˛ac j˛ezyk Dudleya,
jakby postanowiła wyrwac mu go z gardła, Dudley sprawiał wra˙zenie, jak- ´
by si˛e dusił, co w tej sytuacji nie było czyms szczególnie zaskakuj ˛acym, a wuj ´
Vernon całkowicie stracił nad sob ˛a panowanie: chwycił jedn ˛a z chinskich figurek ´
stoj ˛acych na kredensie i cisn ˛ał ni ˛a w pana Weasleya. Pan Weasley zrobił szybki
unik i figurka roztrzaskała si˛e w zrujnowanym kominku.
— Tego ju˙z za wiele! — krzykn ˛ał ze złosci ˛a pan Weasley, wywijaj ˛ac ró˙zd˙z- ´
k ˛a. — Staram si˛e pomóc!
Wuj Vernon, rycz ˛ac jak zraniony hipopotam, porwał nast˛epn ˛a figurk˛e.
— Harry, lec! Szybko, le ´ c! — zawołał pan Weasley, celuj ˛ac ró˙zd˙zk ˛a w wuja ´
Vernona. — Ja tu wszystko naprawi˛e!
Harry’emu ˙zal było nie dotrwac do ko ´ nca tej zabawy, ale kiedy druga figurka ´
z kolekcji wuja Vernona swisn˛eła mu koło ucha, uznał, ˙ze mimo wszystko lepiej ´
pozostawic rozwi ˛azanie całej sytuacji w r˛ekach pana Weasleya. Wkroczył w pło- ´
mienie, zawołał: „Nora!” i szybko obejrzał si˛e przez rami˛e. Zd ˛a˙zył zobaczyc, jak ´
pan Weasley wytr ˛aca ró˙zd˙zk ˛a wujowi Vernonowi z r˛eki trzeci ˛a figurk˛e, jak ciotka
Petunia miota si˛e z wrzaskiem, wci ˛a˙z osłaniaj ˛ac ciałem Dudleya, i jak j˛ezyk
Dudleya wije si˛e wokoło nich niby wielki, oslizgły pyton. Lecz w nast˛epnej chwi- ´
li zacz ˛ał wirowac szybko wokół własnej osi i salon pa ´ nstwa Dursleyów znikn ˛ał ´
w wirze szmaragdowozielonych płomieni.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz