piątek, 6 stycznia 2017

Rozdział drugi - Blizna

Harry le˙zał na plecach, oddychaj ˛ac z trudem, jakby si˛e zadyszał po biegu.
Przebudził si˛e z bardzo realistycznego snu, z dłonmi przyci ´ sni˛etymi do twarzy. ´
Stara blizna na czole, o kształcie błyskawicy, paliła go tak, jakby ktos przed chwil ˛a ´
przyło˙zył mu do czoła rozgrzany do białosci pr˛et. ´
Usiadł, wci ˛a˙z dotykaj ˛ac jedn ˛a r˛ek ˛a blizny, a drug ˛a si˛egaj ˛ac w ciemnosci po ´
okulary le˙z ˛ace na szafce przy łó˙zku. Zało˙zył je i zobaczył wyra´zniej sypialni˛e,
oswietlon ˛a mglistym, pomara ´ nczowym blaskiem ulicznej latarni, s ˛acz ˛acym si˛e ´
przez zasłony.
Jeszcze raz pomacał blizn˛e. Wci ˛a˙z czuł ból. Zapaliwszy lampk˛e, wygramolił
si˛e z łó˙zka, przeszedł przez pokój, otworzył szaf˛e i zerkn ˛ał w lustro na wewn˛etrznej
stronie drzwi. Zobaczył chudego, czternastoletniego chłopca o zdziwionych,
jasnozielonych oczach, spogl ˛adaj ˛acych na niego spod rozczochranej czarnej czupryny.
Przyjrzał si˛e uwa˙znie bli´znie w kształcie błyskawicy. Wygl ˛adała tak jak
zawsze, ale wci ˛a˙z piekła.
Harry spróbował sobie przypomniec, o czym ´ snił, zanim si˛e przebudził. To ´
było takie ˙zywe, takie realne. . . Dwaj znajomi ludzie i jeden, którego nie znał. . .
Zmarszczył brwi, staraj ˛ac si˛e przypomniec. . . ´
Nawiedził go niewyra´zny obraz jakiegos pokoju. . . przypomniał sobie w˛e˙za ´
zwini˛etego na dywaniku przed kominkiem. . . drobnego człowieczka. . . tak, to
Peter o przezwisku Glizdogon. . . i zimny, piskliwy głos. . . głos Lorda Voldemorta.
Na sam ˛a mysl o nim Harry poczuł si˛e tak, jakby do ˙zoł ˛adka opadła mu bryła ´
lodu. . .
Zacisn ˛ał powieki, usiłuj ˛ac sobie przypomniec, jak wygl ˛adał Voldemort, ale ´
okazało si˛e to niemo˙zliwe. . . Pami˛etał tylko, ˙ze w tej samej chwili, kiedy odwró-
cono fotel Voldemorta i on, Harry, zobaczył, co w nim siedzi, przeszył go spazm
przera˙zenia i obudził si˛e. . . A mo˙ze obudził go ten piek ˛acy ból?
I kim był ten starzec? Bo na pewno był tam jakis starzec: widział, jak upada na ´
podłog˛e. Ale wszystko si˛e zacierało. . . Harry zasłonił twarz dłonmi, odgradzaj ˛ac ´
si˛e od sypialni, by zatrzymac pod powiekami obraz tamtego mrocznego pokoju, ´
ale szczegóły wyciekały z jego pami˛eci tak szybko jak woda ze stulonych dłoni,
tym szybciej, im bardziej starał si˛e je zatrzymac. . . Voldemort i Glizdogon rozma-wiali o kims, kogo zabili, ale Harry nie mógł sobie przypomnie ´ c jego imienia. . . ´
i planowali nowe morderstwo. . . ale kto miał byc ofiar ˛a?. . . zaraz . . . tak, ´ on sam!
Harry odj ˛ał r˛ece od twarzy, otworzył oczy i rozejrzał si˛e po sypialni, jakby
si˛e spodziewał, ˙ze ujrzy cos niezwykłego. Tak si˛e zło˙zyło, ˙ze w tym pokoju było ´
mnóstwo niezwykłych rzeczy. U stóp łó˙zka stał wielki, drewniany, otwarty kufer,
w którym miescił si˛e kociołek, miotła, czarne szaty i kilka ksi ˛ag z zakl˛eciami. ´
Cz˛es´c biurka zajmowała wielka pusta klatka, w której zazwyczaj siedziała jego ´
sowa snie˙zna, Hedwiga, a pozostała cz˛e ´ s´c zawalona była zwojami pergaminu. ´
Na podłodze obok łó˙zka le˙zała otwarta ksi ˛a˙zka, któr ˛a czytał przed zasni˛eciem. ´
Ilustracje w ksi ˛a˙zce były ruchome: pojawiali si˛e na nich i znikali z pola widzenia
ludzie w pomaranczowych szatach, ´ smigaj ˛ac na miotłach i podaj ˛ac sobie mał ˛a, ´
czerwon ˛a piłk˛e.
Harry podniósł ksi ˛a˙zk˛e, by popatrzec, jak jeden z czarodziejów zdobywa ´
wspaniałego gola, przerzucaj ˛ac piłk˛e przez obr˛ecz na słupku wysokosci pi˛e ´ cdzie- ´
si˛eciu stóp. Potem zatrzasn ˛ał ksi ˛a˙zk˛e. Nawet quidditch — według Harry’ego najlepsza
gra sportowa na swiecie — nie potrafił go w tym momencie oderwa ´ c od ´
ponurych mysli. Odło˙zył ´ W powietrzu z Armatami na stolik przy łó˙zku, podszedł
do okna i rozchylił zasłony, ˙zeby zobaczyc, co dzieje si˛e na ulicy. ´
Uliczka Privet Drive wygl ˛adała dokładnie tak, jak powinna wygl ˛adac porz ˛ad- ´
na uliczka podmiejskiego osiedla we wczesnych godzinach sobotniego poranka.
Zasłony we wszystkich oknach były zaci ˛agni˛ete. Było co prawda ciemno, ale nigdzie
nie dostrzegł ˙zywej duszy, ba, nawet ˙zadnego kota.
A jednak. . . a jednak. . . Harry usiadł na łó˙zku, ponownie dotykaj ˛ac palcem
blizny na czole. Nadal odczuwał niepokój, ale wcale nie z powodu bólu. Do bó-
lu i kontuzji był przyzwyczajony. Kiedys stracił wszystkie ko ´ sci w prawej r˛ece ´
i przez cał ˛a noc znosił ból towarzysz ˛acy ich czarodziejskiemu odrastaniu. Wkrótce
potem to samo rami˛e przebił jadowity, długi na stop˛e kieł. W ubiegłym roku
spadł z lataj ˛acej miotły z wysokosci pi˛e ´ cdziesi˛eciu stóp. Był przyzwyczajony do ´
dziwnych wypadków i urazów; trudno ich było unikn ˛ac, je ´ sli si˛e ucz˛eszczało do ´
Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart i miało si˛e du˙z ˛a skłonnos´c do wpadania ´
w kłopoty.
Tym, co niepokoiło Harry’ego, była swiadomo ´ s´c, ˙ze kiedy ostatnio rozbolała ´
go blizna na czole, stało si˛e tak z powodu bliskosci Voldemorta. . . Ale przecie˙z ´
Voldemorta nie mogło tu teraz byc. . . Voldemort czaj ˛acy si˛e w ciemno ´ sciach na ´
Privet Drive? To absurdalne, to niemo˙zliwe. . .
Harry wsłuchał si˛e w otaczaj ˛ac ˛a go cisz˛e. Czy˙zby jednak spodziewał si˛e usłyszec
trzeszczenie schodów albo szelest płaszcza? A˙z podskoczył, gdy w s ˛asiednim ´
pokoju zachrapał głosno jego kuzyn Dudley. ´
Otrz ˛asn ˛ał si˛e i skarcił w duchu: co za głupota, przecie˙z w tym domu nie ma
nikogo poza wujem Vernonem, ciotk ˛a Petuni ˛a i Dudleyem, którzy wci ˛a˙z smacznie
spi ˛a i z cał ˛a pewno ´ sci ˛a nie dr˛ecz ˛a ich ˙zadne senne koszmary. ´
16
Harry lubił Dursleyów najbardziej, kiedy spali; kiedy nie spali i tak nie było
z nich ˙zadnego po˙zytku. Wuj Vernon, ciotka Petunia i Dudley, jego jedyni ˙zyj
˛acy krewni, byli mugolami (zwykłymi, niemagicznymi lud´zmi). Nie tolerowali
magii pod ˙zadn ˛a postaci ˛a, co oznaczało, ˙ze w swoim domu traktowali Harry’ego
jak tr˛edowatego. Od trzech lat sp˛edzał z nimi tylko wakacje, bo przez reszt˛e roku
mieszkał w jednym z domów uczniowskich w Hogwarcie. Ukrywali ten fakt, opowiadaj
˛ac wszystkim, ˙ze ich siostrzeniec przebywa w „Swi˛etym Brutusie”, czyli ´
w Osrodku Wychowawczym dla Młodocianych Recydywistów. Dobrze wiedzieli, ´
˙ze jako niepełnoletniemu czarodziejowi nie wolno mu u˙zywac czarów poza Ho- ´
gwartem, ale mimo to obwiniali go o wszystkie wypadki i awarie w domu. Harry
nie miał do nich za grosz zaufania i nigdy im nie opowiadał o swoim ˙zyciu w swie- ´
cie czarodziejów. Ju˙z sama mysl, by pój ´ s´c do nich, kiedy si˛e obudz ˛a, i oznajmi ´ c,´
˙ze boli go blizna i ˙ze l˛eka si˛e Voldemorta, wydawała si˛e po prostu smieszna. ´
A jednak to własnie z powodu Voldemorta Harry znalazł si˛e w domu Dursley- ´
ów. Gdyby nie Voldemort, nie miałby na czole tej blizny w kształcie błyskawicy.
Gdyby nie Voldemort, nadal miałby rodziców. . .
Harry miał zaledwie rok tamtej nocy, kiedy Voldemort — najpot˛e˙zniejszy
czarnoksi˛e˙znik w tym stuleciu, przez jedenascie lat stopniowo rosn ˛acy w sił˛e ´
i moc — przybył do domu jego rodziców, by ich zamordowac. Kiedy tego doko- ´
nał, skierował ró˙zd˙zk˛e na Harry’ego i wypowiedział zakl˛ecie, którym pozbył si˛e
ju˙z wielu dorosłych czarodziejów i czarownic na drodze do pełni władzy. Trudno
w to uwierzyc, ale zakl˛ecie nie podziałało. Zamiast u ´ smierci ´ c male ´ nkiego chłop- ´
czyka, ugodziło samego Voldemorta. Harry prze˙zył, i z tego strasznego spotkania
pozostała mu tylko na czole blizna w kształcie błyskawicy, podczas gdy Voldemort
uszedł z tego starcia ledwie ˙zywy, pozbawiony mocy. Zaszył si˛e gdzies,´
a tajna społecznos´c czarodziejów i czarownic przestała wreszcie ˙zy ´ c w nieustan- ´
nym strachu; poplecznicy Voldemorta rozpierzchli si˛e po swiecie, a Harry Potter ´
zyskał powszechn ˛a sław˛e.
Harry prze˙zył gł˛eboki wstrz ˛as, kiedy w swoje jedenaste urodziny dowiedział
si˛e, ˙ze jest czarodziejem, a poczuł jeszcze wi˛eksze zakłopotanie, kiedy odkrył, ˙ze
w czarodziejskim swiecie ka˙zdy zna jego imi˛e i nazwisko. Kiedy trafił do Ho- ´
gwartu, wszyscy si˛e za nim ogl ˛adali i nieustannie towarzyszyły mu podniecone
szepty. Teraz ju˙z do tego przywykł; pod koniec lata miał rozpocz ˛ac czwarty rok ´
nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa i ju˙z liczył dni dziel ˛ace go od powrotu do
Hogwartu.
Ale od upragnionego wyjazdu do szkoły dzieliły go jeszcze dwa tygodnie. Rozejrzał
si˛e z rozpacz ˛a po pokoju i jego wzrok spocz ˛ał na kartkach urodzinowych,
które przystała mu pod koniec lipca dwójka jego najlepszych przyjaciół. Co by
powiedzieli, gdyby im napisał, ˙ze znowu rozbolała go blizna?
Natychmiast usłyszał w głowie głos Hermiony Granger, piskliwy i pełen przera˙zenia:
17
— Boli ci˛e blizna? Harry, to bardzo powa˙zna sprawa. . . Napisz do profesora
Dumbledore’a! A ja zaraz sprawdz˛e w Najcz˛estszych magicznych dolegliwosciach
i schorzeniach. . . ´ Mo˙ze tam jest cos o bliznach spowodowanych zakl˛eciami.
. .
Tak, Hermiona na pewno doradziłaby mu zwrócenie si˛e do dyrektora Hogwartu
i, oczywiscie, przewertowanie kilku ksi ˛a˙zek. Harry spojrzał przez okno na atra- ´
mentowe, prawie czarne niebo. W ˛atpił, by mogła mu teraz pomóc jakakolwiek
ksi ˛a˙zka. Z tego, co wiedział, był jedyn ˛a ˙zyj ˛ac ˛a osob ˛a, której udało si˛e prze˙zyc tak ´
silne, złowrogie zakl˛ecie; odnalezienie n˛ekaj ˛acych go objawów w Najcz˛estszych
magicznych dolegliwosciach i schorzeniach ´ było wi˛ec bardzo mało prawdopodobne.
A jesli chodzi o zwrócenie si˛e o rad˛e do dyrektora, to i tak nie miał poj˛ecia, ´
gdzie Albus Dumbledore sp˛edza tegoroczne letnie wakacje. Usmiechn ˛ał si˛e w du- ´
chu, kiedy sobie wyobraził Dumbledore’a, z jego dług ˛a srebrn ˛a brod ˛a, w si˛egaj ˛acej
stóp szacie czarodzieja i spiczastym kapeluszu, wyci ˛agni˛etego gdzies na pla˙zy ´
i wcieraj ˛acego sobie krem do opalania w długi, haczykowaty nos. Co prawda,
gdziekolwiek by Dumbledore przebywał, Hedwiga na pewno by go odnalazła —
jeszcze nigdy, nikogo nie zawiodła, nawet kiedy nie znała adresu. . . Ale co by
miał mu napisac?´
Szanowny Panie Profesorze, prosz˛e mi wybaczy´c, ˙ze Pana niepokoj˛e, ale dzis´
rano rozbolała mnie blizna. Z wyrazami szacunku, Harry Potter.
Zabrzmiało to bardzo głupio, nawet w jego głowie.
Spróbował wi˛ec wyobrazic sobie reakcj˛e swojego najlepszego przyjaciela, Ro- ´
na Weasleya i natychmiast ujrzał dług ˛a, piegowat ˛a, przera˙zon ˛a twarz Rona.
— Boli ci˛e blizna? Ale. . . ale chyba Sam-Wiesz-Kogo nie ma gdzies w pobli- ´
˙zu, co? To znaczy. . . wiedziałbys o tym, prawda? Chyba nie próbuje zrobi´c tego ´
jeszcze raz? No, nie wiem, Harry. . . ale mo˙ze takie blizny po zakl˛eciach zawsze
troch˛e bol ˛a. . . Zapytam tat˛e. . .
Pan Weasley był wykwalifikowanym czarodziejem pracuj ˛acym w Ministerstwie
Magii, w Departamencie Niewłasciwego U˙zycia Produktów Mugoli, ale ´
chyba nie miał zbyt wielkiego doswiadczenia w zakresie złowrogich zakl˛e ´ c.´
W ka˙zdym razie Harry’emu niezbyt podobał si˛e pomysł, by cała rodzina Weasleyów
dowiedziała si˛e, ˙ze on, Harry, wpada w histeri˛e, bo cos go rozbolało. Pani ´
Weasley przeraziłaby si˛e jeszcze bardziej od Hermiony, a bli´zniacy, Fred i George,
bracia Rona, którzy mieli ju˙z po szesnascie lat, mogliby pomy ´ sle ´ c, ˙ze ma ´
pietra. Weasleyowie byli rodzin ˛a, któr ˛a Harry uwielbiał; miał te˙z nadziej˛e, ˙ze lada
dzien zaprosz ˛a go do siebie na reszt˛e wakacji (Ron wspominał o mistrzostwach ´
swiata w quidditchu) i jako ´ s nie miał ochoty na to, by w czasie jego wizyty wci ˛a˙z ´
wypytywano go o t˛e blizn˛e.
Postukał knykciami w czoło. Naprawd˛e pragn ˛ał kogos (cho ´ c z trudem si˛e do ´
tego przyznawał nawet przed samym sob ˛a), kto by był jak. . . jak ojciec: dorosły
czarodziej, którego mógłby zapytac o rad˛e, nie czuj ˛ac si˛e przy tym głupio, ´
18
ktos, kto by si˛e nim zaopiekował, kto ´ s maj ˛acy do ´ swiadczenie w walce z czarn ˛a ´
magi ˛a. . .
I nagle wpadło mu do głowy rozwi ˛azanie. Proste i tak oczywiste! A˙z trudno
mu było uwierzyc, ˙ze wcze ´ sniej o tym nie pomy ´ slał. Syriusz! ´
Harry zeskoczył z łó˙zka, przebiegł przez pokój i usiadł przy biurku. Przysun ˛ał
sobie kawałek pergaminu, umaczał orle pióro w atramencie, napisał: „Drogi Syriuszu.
. . ” i przerwał, zastanawiaj ˛ac si˛e, jak tu uj ˛ac swój problem, i wci ˛a˙z dziwi ˛ac ´
si˛e, ˙ze od razu nie pomyslał o Syriuszu. No, ale mo˙ze jednak nie było to a˙z tak ´
dziwne, bo w koncu o tym, ˙ze Syriusz jest jego ojcem chrzestnym, dowiedział si˛e ´
zaledwie dwa miesi ˛ace temu.
Przyczyna, dla której ojciec chrzestny Harry’ego uprzednio znikn ˛ał z jego ˙zycia,
była prosta — Syriusz przez wiele lat przebywał w Azkabanie, przera˙zaj ˛acym
wi˛ezieniu dla czarodziejów, strze˙zonym przez istoty zwane dementorami, slepe ´
demony, wysysaj ˛ace z ludzi dusze. Kiedy w koncu udało mu si˛e uciec, pod ˛a˙zyły ´
za nim do Hogwartu, by go schwytac. Syriusz był niewinny — morderstwa, za ´
które został skazany, popełnił Glizdogon, poplecznik Voldemorta, którego prawie
wszyscy uwa˙zali za zmarłego. Harry, Ron i Hermiona znali prawd˛e, bo w ubiegłym
roku sami spotkali Glizdogona, choc prócz profesora Dumbledore’a nikt nie ´
chciał im uwierzyc.´
Wtedy, w ubiegłym roku, przez jedn ˛a cudown ˛a godzin˛e Harry był przekonany,
˙ze opusci na zawsze dom Dursleyów, poniewa˙z Syriusz zaproponował mu, by ´
zamieszkali razem, kiedy ju˙z zostanie oczyszczony z zarzutu zbrodni. Szansy tej
został jednak wkrótce pozbawiony, bo Glizdogon znikn ˛ał, zanim zdołali go oddac
w r˛ece przedstawicieli Ministerstwa Magii, a Syriusz musiał znowu ucieka ´ c,´
by ratowac ˙zycie. Harry pomógł mu uciec na grzbiecie hipogryfa zwanego Har- ´
dodziobem i odt ˛ad Syriusz ukrywał si˛e gdzies, wiod ˛ac ˙załosne ˙zycie ´ sciganego ´
zbiega. Mysl o domu, który mógł wreszcie mie ´ c, gdyby Glizdogon nie uciekł, ´
nawiedzała Harry’ego przez całe lato. Było mu bardzo ci˛e˙zko powrócic do Dur- ´
sleyów ze swiadomo ´ sci ˛a, ˙ze tak mało brakowało, a opu ´ sciłby ich dom na zawsze. ´
A jednak, mimo ˙ze nie udało im si˛e zamieszkac razem, Syriusz zdołał mu ju˙z ´
troch˛e pomóc. To dzi˛eki niemu Harry miał teraz w sypialni swoje podr˛eczniki
i inne przybory szkolne. W poprzednich latach Dursleyowie nigdy mu na to nie
pozwalali, bo po pierwsze, od samego pocz ˛atku traktowali go podle, zn˛ecaj ˛ac si˛e
nad nim i odmawiaj ˛ac mu wszelkich przyjemnosci, a po drugie, po prostu bali si˛e ´
jego niezwykłych mocy czarodziejskich. Dlatego za ka˙zdym razem, kiedy wracał
na letnie wakacje, zamykali jego szkolny kufer w komórce pod schodami. Zmieni-
ło si˛e to dopiero tego lata, kiedy si˛e dowiedzieli, ˙ze ojcem chrzestnym Harry’ego
jest niebezpieczny morderca — a Harry sprytnie zapomniał im powiedziec, ˙ze ´
Syriusz jest niewinny.
Od czasu powrotu na Privet Drive dostał dwa listy od Syriusza. Oba zostały
dostarczone nie przez sowy (jak było przyj˛ete w swiecie czarodziejów), ale przez ´
19
wielkie, barwnie upierzone ptaki tropikalne. Hedwiga nie była zachwycona pojawieniem
si˛e tych pstrych intruzów; z najwy˙zsz ˛a niech˛eci ˛a pozwoliła im napic´
si˛e wody ze swojej miseczki, zanim odleciały z powrotem. Natomiast Harry’emu
bardzo si˛e podobały: przywodziły na mysl palmy i biały piasek, co pozwalało mu ´
miec nadziej˛e, ˙ze gdziekolwiek Syriusz teraz si˛e znajduje (nigdy o tym nie wspo- ´
minał, obawiaj ˛ac si˛e, ˙ze listy mog ˛a wpas´c w r˛ece jego prze ´ sladowców), czuje si˛e ´
tam dobrze i bezpiecznie. Harry’emu jakos trudno było wyobrazi ´ c sobie demento- ´
rów przebywaj ˛acych zbyt długo w jasnym słoncu — mo˙ze wła ´ snie dlatego Syriusz ´
uciekł gdzies na południe? Listy od Syriusza, ukryte w bardzo u˙zytecznej skrytce ´
pod obluzowan ˛a desk ˛a podłogi pod łó˙zkiem Harry’ego, pełne były otuchy i w obu
Syriusz przypominał, ˙ze Harry mo˙ze go wezwac, gdyby tylko potrzebował jego ´
rady czy pomocy. A przecie˙z własnie teraz tego potrzebuje. . . ´
Lampa jakby przygasła, bo zimne szare swiatło poprzedzaj ˛ace wschód sło ´ nca ´
powoli wpełzło do pokoju. Kiedy w koncu wzeszło sło ´ nce i cał ˛a sypialni˛e wy- ´
pełniła złota poswiata, a z pokojów wuja Vernona i ciotki Petunii dały si˛e słysze ´ c´
zwykłe poranne odgłosy, Harry uprz ˛atn ˛ał z biurka pomi˛ete kawałki pergaminu
i ponownie przeczytał swój list.
Drogi Syriuszu,
Dzi˛ekuj˛e ci za twój ostatni list. Ten ptak był ogromny, ledwo si˛e przecisn ˛ał
przez okno.
Tutaj wszystko po staremu. Dudley ´zle znosi diet˛e. Wczoraj ciotka wykryła, ˙ze
przemycał do swojego pokoju p ˛aczki. Zagrozili, ˙ze obetn ˛a mu kieszonkowe, jesli ´
b˛edzie to robił, wiec okropnie si˛e rozzłoscił i wyrzucił przez okno swoj ˛a konsol˛e ´
do gier. To takie komputerowe urz ˛adzenie, którym gra si˛e w ró˙zne gry. Zrobił
głupio, bo teraz nie ma nawet swojej Super-Rozwalanki III, ˙zeby czyms si˛e zaj ˛a´c ´
i zapomnie´c o głodzie.
U mnie wszystko w porz ˛adku, głównie dlatego, ˙ze Dursleyowie bardzo si˛e boj ˛a,
˙ze nagle si˛e pojawisz i zamienisz ich w nietoperze, jak ci˛e o to poprosz˛e.
Dzis rano wydarzyło si˛e co ´ s dziwnego. Moja blizna znowu mnie rozbolała. ´
Ostatnim razem bolała mnie, kiedy Voldemort wdarł si˛e do Hogwartu. Ale przecie˙z
to niemo˙zliwe, ˙zeby był w pobli˙zu, prawda? Jak s ˛adzisz, czy blizny po złowrogich
zakl˛eciach mog ˛a czasem bole´c po tylu latach?
Wysl˛e ten list przez Hedwig˛e, kiedy wróci, bo akurat gdzie ´ s poleciała. Pozdrów ´
ode mnie Hardodzioba.
Harry
Tak, pomyslał, chyba całkiem nie´zle. Nie ma sensu wspomina ´ c o tym ´ snie; ´
nie chciał sprawiac wra˙zenia, ˙ze zbytnio si˛e boi. Zwin ˛ał pergamin i odło˙zył na ´
biurko, ˙zeby miec go pod r˛ek ˛a, kiedy Hedwiga wróci. Potem wstał, przeci ˛agn ˛ał ´
20
si˛e i ponownie otworzył szaf˛e. Tym razem nie spojrzał na swoje odbicie, tylko
zacz ˛ał si˛e ubierac, by zej ´ s´c na dół na ´ sniadanie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz